Ja, Nina Szubur - Daniel Chmielewski

ISZTAR W ŚWIECIE POSTAPO


Od kiedy tylko zobaczyłem zapowiedź tego komiksu, wiedziałem, że będę chciał go przeczytać. Nie zainteresowała mnie ani tematyka, bo nie przepadam za przenoszeniem mitów na komiksowy grunt (temat jest już bowiem tak ograny, że szkoda na niego słów), ani nazwisko Olgi Tokarczuk, mimo jej statusu, nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, a i z twórczością Daniela Chmielewskiego nie miałem w życiu zbyt wiele do czynienia. Coś jednak było w tych przykładowych planszach, co przyciągało mnie do "Ja, Nina Szubur". Ten klimat i zapowiedź czegoś ambitnego. I na zapowiedzi się skończyło, bo fabularnie to rzecz nijaka i oferująca tylko pseudo wyższe wartości, ale za to absolutnie warta poznania dzięki rysunkom.


Niedaleka przyszłość. Apokaliptyczne wojny strawiły świat, ostatnim przyczółkiem ludzkości jest miasto Uruk – trzypoziomowe, samowystarczalne, zbudowane na środku pustyni. To tu żyją niedobitki naszej rasy i sztucznie wyhodowane osobniki mające im służyć. Tu także mieszka Inanna, córka jednego z Ojców Założycieli i kobieta pełna tajemnic. Pewnego dnia, po powrocie spoza granic Uruk, ze świata oficjalnie nieistniejącego, oznajmia swojej ukochanej Ninie Szubur, że muszą zejść z ważnym zadaniem do M3 – najniżej położonej kondygnacji, gdzie gnieździ się wszystko, co w mieście najgorsze. Czeka tam na nie siostra Inanny i niebezpieczeństwa. Inanna nie wraca, Nina chce ją ratować, ale jej dążenia do ocalenia ukochanej ukażą jej jak mało wiedziała o otaczającym ją świecie i ludziach…


Jako że jestem dość dużym ignorantem, jeżeli chodzi o współczesną polską literaturę, "Ja, Nina" to mój pierwszy kontakt z twórczością Olgi Tokarczuk. Trudno mi więc ocenić jak wiele jej samej jest w tej powieści graficznej, bo w końcu scenariusz także napisał Chmielewski, ale nie trudno jest mi stwierdzić, czy sięgnę w niedalekiej przyszłości po jej książki: nie, bo to co dostałem tutaj mnie zawiodło. Doceniam klimat i te drobiazgi porozrzucane w warstwie graficznej, które mówią nam o wiele więcej, niż sama fabuła, ale ten kwiecisty, pełen sztuczności styl czerpany z prozy Tokarczuk okazuje się niestrawny. To tylko pustka skryta za wielkimi, mądrymi słowami wrzucanymi by spełnić oczekiwania publiki. Nic poza tym.


A treść mogła być ciekawa. Mit o Isztar, mezopotamskiej bogini uwięzionej w krainie zmarłych, przeniesiony zostaje w realia postapo. Ale brak tu delikatności, brak wyczucia, wyważenia. Wszystko jest dosłowne, subtelność zastąpił młot walący w głowę czytelnika, a adaptacja jest tak bliska pierwowzorowi, że nawet imiona (Inanna) czy miejsca (Uruk) zostały zaimportowane do tej historii w oryginalnym brzmieniu. Gdy jednak przestać zwracać uwagę na takie elementy, cała historia staje się nieco mniej oczywista, ale zabija uniwersalność czerpaną z sumeryjskiego mitu. Wszystko to oczywiście osadzone w popularnych współcześnie ramach postapokaliptycznego science fiction. Podobnych, będących obecnie na topie rzeczy jest w tym więcej - jednych to kupi, jeśli nie będą zbyt wiele myśleć, innych będzie pewnie mierziło swoją nachalnością, brakiem głębi i wiejącą ze stron nudą.


Poza kolokwialnie mówiąc, można się tu jeszcze przyczepić pewnych skrótów fabularnych, które widać w tekście, gdy z jednej strony tłumaczona bywa akcja ukazana już za pomocą ilustracji, a z drugiej opisy czasem się rwą, ale patrząc na przesadzony styl Tokarczuk, chyba jednak wyszło to opowieści na dobre. Na pewno jednak nie można czepiać się szaty graficznej. Rysunki są realistyczne, dość szczegółowe i nastrojowe. Oszczędny, stonowany kolor buduje tu ciekawy klimat, a duży format wydania pozwala się cieszyć oko rysunkami. I to tyle.


Komentarze