Łasuch, tom 1 - Jeff Lemire

DLA ŁASYCH NA DOBRE KOMIKSY


Co prawda w odwiecznej wojnie między DC a Marvelem od lat stoję po stronie tego drugiego wydawcy, bardziej cenię jednak dokonania pierwszego z nich. To DC w końcu stworzyło komiks superbohaterski, wykreowało pierwszą kobiecą postać z superocami, wymyśliło eventy, światy alternatywne, crossovery, ożywianie bohaterów… wymieniać można by długo. Co jednak przede wszystkim warto zauważyć, to fakt, że właśnie ten wydawca w „Swamp Thingu”, jako pierwszy odrzucił cenzurę Comics Code Authority by móc wydawać komiksy mroczne, dojrzałe i ambitne, a w roku 1986 rozpoczął też rewolucję, która zmieniła opowieści graficzne, wypuszczając na rynek „Powrót Mrocznego Rycerza” i „Strażników”. Oba te wydarzenia doprowadziły do powstania siedem lat później imprintu Vertigo, który skupił się na publikowaniu takich właśnie pozycji. „Sandman”, „Kaznodzieja”, „100 naboi”, „Transmetropolitan” to tylko niektóre z nich. Prawdziwe legendy i gwiazdy tej linii. „Łasuch” nie jest może tak znany, jak one, ani tak nagradzany, ale wcale nie mniej warty uwagi niż flagowe tytuły Vertigo. To w końcu świetne, przy okazji niegłupie i bardzo klimatyczne postapo, które spodoba się czytelnikom łasym na dobre komiksy.


Łasuch to chłopiec z rogami. Jedno z dzieci narodzonych po tym, co jego ojciec nazywa mianem Wypadku – i podobno tylko on ocalał z nich wszystkich. Razem z ojcem mieszka w lasach, nie wierzy już co prawda w jego opowieści o tym, że poza ich miejscem zamieszkania szaleje ogień, był u granicy i widział świat poza nią, ale nadal boi się tego, co mogłoby tam czekać. Ale i tu nie są bezpieczni, rodzic bowiem – jak na proroka przystało – wie, że niejacy „oni” nadciągają i co dzień modli się, by nigdy nie dotarli do lasu. Niestety łowcy nagród polujący na dzieci urodzone po Wypadku atakują Łasucha. Z pomocą przychodzi mu tajemnicy mężczyzna, który obiecuje na dodatek doprowadzić chłopaka do ostoi przeznaczonej dla stworzeń takich, jak on. Tak zaczyna się ich wspólna podróż, która odmieni obu bohaterów…


Inspirowany „Scoutem” Timothy’ego Trumana, zeszytem „The Punisher: The End” Gartha Ennisa i „A Boy and His Dog” zmarłego w tym roku Harlana Ellisona „Łasuch” bywa określany mianem połączenia „Mad Maxa” z „Bambim”. I po części też taki właśnie jest, jak jednak na postapo przystało, całość pod wieloma względami przypomina także „Drogę” Cormaca McCarthy’ego. Efekt finalny jest więc dość sympatyczny, mroczny, tajemniczy, klimatyczny i nie żałujący nam akcji. Nie zabrakło te kilku bardziej ambitnych i skłaniających do myślenia elementów, a także odrobiny wzruszeń.


Co się tyczy szaty graficznej, na początku nie byłem do niej przekonany. Scenariusze Lemire’a cenię (ach ten „Czarny młot”!), ale jego rysunki wydawały mi się mało atrakcyjne. Na szczęście w trakcie lektury „Łasucha” szybko się do nich przekonałem. Są cartoonowe, są dość proste, perspektywa potrafi się sypać, a twarze bohaterów czasem są wręcz karykaturalne, ale jednocześnie ta brudna, daleka od mainstreamowych schematów kreska, dobrze pasuje do całości. Niektóre ilustracje są naprawdę nastrojowe, ocierają się przy tym o baśniowość, dodając serii charakteru. Może przy pierwszym kontakcie nie wpadają w oko, ale z czasem czytelnik zaczyna je doceniać. Tym bardziej, że kolor jest tutaj naprawdę znakomity.


Czyli w skrócie jest to kolejna pozycja od Vertigo, która nie zawiodła. Kto lubi dobre, dojrzałe i nietypowe komiksy, „Łasucha” (swoją drogą m.in. za tę pracę autor dostał Joe Shuster Award) powinien poznać koniecznie. Dobrze wydany, uzupełniony solidną porcją dodatków i oferujący naprawdę znakomitą rozrywkę, powinien znaleźć się na półce każdego miłośnika opowieści graficznych.

Komentarze