Kuroko's Basket #14 - Fujimaki Tadatoshi

HORROR NA HALI


Czytając moje recenzje dowiadujecie się z nich nie tylko o moich wrażeniach odnośnie omawianych tytułów, ale też i trochę o mnie samym. Wiecie więc, że należę do miłośników horrorów. Wspominam o tym, bo w tym tomie „Kuroko” pojawia się jedna scena zahaczająca o te właśnie rejony i choć temat wystarcza zaledwie na parę stron, obudził we mnie kilka cieplejszych uczuć i ciekawie przełamał schemat serii. A że dobrze skomponował się ze wszystkimi dotychczasowymi elementami, całość dostarczyła mi tym lepszej rozrywki.


Połowa meczu rewanżowego z Touou jest już niemalże za Seirin. Bohaterowie nie zamierzają odpuścić i od samego początku pokazują na co ich stać. Hyuuga rozpoczyna więc od zaatakowania barier jumpem, który ma szansę dać drużynie przewagę. Jak skończy się jednak jego starcie sam na sam z Sakuraiem?

To jednak zaledwie początek. Kiedy w drugiej połowie meczu na boisko wkracza Kuroko, wydaje się że jego vanishing drive przyniesie Seirin zwycięstwo. Niestety okazuje się, że Touou rozpracowało sekret tej techniki. Jakby tego było mało, wszystkie jego nowe zagrania też wydają się nie mieć najmniejszych szans w starciu z wrogiem. Jedyna nadzieja w Kagamim, który nie pokazał jeszcze wszystkiego. Czy jednak trening, który sam sobie zafundował w Stanach mógł przygotować go do zwycięstwa w tym meczu? W końcu Aomine także nie pokazał jeszcze w pełni na co go stać, ale zaczyna się rozkręcać…


Zanim przejdę do konkretów, wrócę do tego co napisałem na wstępie, czyli sceny, która szczególnie kupiła mnie w przypadku tego tomu. Nie było sensu opisywać jej w streszczeniu fabuły, bo stanowi jedną z retrospekcji, więc pozwólcie, że zajmę się nią tutaj. Wszystko sprowadza się do tego, że podobno na hali straszy duch. Kiedy wszyscy kończą treningi, słychać tam odgłos odbijanej piłki, choć nikogo tam nie ma. Ten moment mangi jest klimatyczny, pełen humoru – rozwiązanie zagadki przewidziałem zanim autor je ujawnił, ale w niczym to nie przeszkodziło – i naprawdę dodaje ciekawej nuty do całej opowieści.


Ale reszta pozostała bez zmian. Akcja jest więc szybka, bohaterowie walczą na boisku, jakby od tego zależało ich życie, a wrogowie coraz bardziej przypierają ich do muru. Jest sporo zaskoczeń, kilka dramatycznych momentów, pojawia się kilka nowych wątków z przeszłości, które intrygują… Można by wymieniać tak dalej, ale każdy kto czytał poprzednie tomy (nikt przecież nie zacznie lektury od czternastego, prawda?) wie czego się spodziewać. I dokładnie to dostaje. Świetnie przy tym narysowane i wciągające, jak choroba. Ja ze swej strony niezmiennie polecam.



Komentarze