HORROR
NA HALI
Czytając moje recenzje dowiadujecie
się z nich nie tylko o moich wrażeniach odnośnie omawianych tytułów, ale też i
trochę o mnie samym. Wiecie więc, że należę do miłośników horrorów. Wspominam o
tym, bo w tym tomie „Kuroko” pojawia się jedna scena zahaczająca o te właśnie
rejony i choć temat wystarcza zaledwie na parę stron, obudził we mnie kilka
cieplejszych uczuć i ciekawie przełamał schemat serii. A że dobrze skomponował
się ze wszystkimi dotychczasowymi elementami, całość dostarczyła mi tym lepszej
rozrywki.
Połowa meczu rewanżowego z Touou
jest już niemalże za Seirin. Bohaterowie nie zamierzają odpuścić i od samego
początku pokazują na co ich stać. Hyuuga rozpoczyna więc od zaatakowania barier
jumpem, który ma szansę dać drużynie przewagę. Jak skończy się jednak jego
starcie sam na sam z Sakuraiem?
To jednak zaledwie początek. Kiedy
w drugiej połowie meczu na boisko wkracza Kuroko, wydaje się że jego vanishing
drive przyniesie Seirin zwycięstwo. Niestety okazuje się, że Touou rozpracowało
sekret tej techniki. Jakby tego było mało, wszystkie jego nowe zagrania też
wydają się nie mieć najmniejszych szans w starciu z wrogiem. Jedyna nadzieja w
Kagamim, który nie pokazał jeszcze wszystkiego. Czy jednak trening, który sam
sobie zafundował w Stanach mógł przygotować go do zwycięstwa w tym meczu? W
końcu Aomine także nie pokazał jeszcze w pełni na co go stać, ale zaczyna się
rozkręcać…
Zanim przejdę do konkretów, wrócę
do tego co napisałem na wstępie, czyli sceny, która szczególnie kupiła mnie w
przypadku tego tomu. Nie było sensu opisywać jej w streszczeniu fabuły, bo
stanowi jedną z retrospekcji, więc pozwólcie, że zajmę się nią tutaj. Wszystko
sprowadza się do tego, że podobno na hali straszy duch. Kiedy wszyscy kończą
treningi, słychać tam odgłos odbijanej piłki, choć nikogo tam nie ma. Ten
moment mangi jest klimatyczny, pełen humoru – rozwiązanie zagadki przewidziałem
zanim autor je ujawnił, ale w niczym to nie przeszkodziło – i naprawdę dodaje
ciekawej nuty do całej opowieści.
Ale reszta pozostała bez zmian.
Akcja jest więc szybka, bohaterowie walczą na boisku, jakby od tego zależało
ich życie, a wrogowie coraz bardziej przypierają ich do muru. Jest sporo
zaskoczeń, kilka dramatycznych momentów, pojawia się kilka nowych wątków z przeszłości,
które intrygują… Można by wymieniać tak dalej, ale każdy kto czytał poprzednie
tomy (nikt przecież nie zacznie lektury od czternastego, prawda?) wie czego się
spodziewać. I dokładnie to dostaje. Świetnie przy tym narysowane i wciągające,
jak choroba. Ja ze swej strony niezmiennie polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz