Ołtsajders #4: Cztery pory roku - Paweł "Gierek" Gierczak (oraz Jarosław Zieliński, Helena Szybmborska, Misior Cudak)

OŁTSAJDER W PODSTAWÓWCE


Jeżeli czytaliście moją recenzję poprzedniego tomu "Ołtsajders" wiecie doskonale, że mi się nie podobał. Pewnie po ten bym nie sięgnął, gdyby nie wpadł w moje ręce przypadkiem. Ale trafił, a ja nie żałuję, że tak się stało, bo okazał się zaskakująco niezły. Nie wybitny, ale na tyle udany bym przeczytał go z pewną przyjemnością i ochotą by seria wyglądała właśnie w ten sposób.


Końcówka lat 80. XX wieku. Gierek chodzi do podstawówki, a że daleko mu do ideału grzeczności, ciągle pakuje się w jakieś tarapaty. W głowie, jak to w tym wieku, za wiele nie ma. Głupie żarty, ostrą muzykę, bunt… Świat komentuje ubogo, wulgaryzmami, choć komentować ma co, bo Komuna może i oficjalnie dobiega wreszcie końca, ale ludzka mentalność i otoczenie wcale tak łatwo nie ulegają zmianie, jak ustrój…


Co nie podobało mi się w poprzednim tomie "Ołtsajders"? Przede wszystkim samczy charakter całości. Idiotyczne przechwałki o "sile" i zachowaniach, jakimi mógłby się chwalić jedynie ktoś o mentalności dresa, któremu używki już dawno rozpuściły mózg. Cieszenie się z wulgarności, brutalności i własnej głupoty nie jest czymś, czemu bym hołdował, więc "Jeźdźcy Walhalli" okazali się dla mnie dużym rozczarowaniem. Tym bardziej, że Gierek rysować potrafi i miewał dobre momenty (choćby odwołania do klasyki polskiego komiksu).


Co się zatem zmieniło tym razem? Historia (historie) opisana w „Czterech porach roku” to autobiograficzna opowieść o młodzieńczych latach autor. Wciąż samcza, wciąż wulgarna, że aż chamska, ale mniej idiotyczna niż poprzednia. Bynajmniej nie dlatego, że bohater zmądrzał, ale ponieważ takie zachowanie i myślenie pasuje do niedojrzałego nastolatka - u dorosłego było po prostu śmieszne i żenujące. Poza tym jest tu kilka scen ciekawie portretujących czasy PRL-u, parę elementów składających hołd starym polskim komiksom - a przynajmniej starym z obecnego punktu widzenia, bo pochodzącym z tamtego właśnie okresu - i udana szata graficzna.


Gierek może i czasem zbytnio upraszcza wiele rzeczy, a inne sobie ułatwia, czasem zdarzają mu się też pewne błędy, ale jego ilustracje coś w sobie mają. Są brudne, proste i udane. Klimatyczne. Nie są wybitne, ale wpadają w oko a co najważniejsze dobrze pasują do treści. Ta zaś pod pewnymi względami przypomina mi "Osiedle Swoboda". Jego poziomu co prawda nie osiąga, ale zważywszy na wspomniany już poprzedni tom i tak jest dobrze.



Komentarze