BALĄ,
BALĄ I JEBUT
W trzecim tomie „Dragons Rioting”
właściwie… nic się nie zmienia. I o to właśnie chodzi. Ma być akcja, ma być
humor, mają być roznegliżowane dziewczyny, walki i kolejne przeciwności, jakie
musi pokonać główny bohater. I wszystko to jest na swoim miejscu, a na dodatek
autor podkręca jeszcze dwuznaczne żarty, dzięki czemu całość jest jeszcze
śmieszniejsza.
W tej szkole kłopoty chyba nigdy
się nie kończą. Rintaro, dzięki znakomitym wynikom w nauce, zdobywa pierwsze
miejsce w rankingu uczniów, ale w Męskim Czyśćcu ważniejsze są inne rzeczy –
walki. I wcale nie chodzi tu o atak fanki Jeta Li, która bierze go za miłośnika
Jackie Chana, a o zbliżający się Festiwal Serdecznych Stosunków. Co to
właściwie oznacza? Co roku uczniowie szkoły dobierani są w pary według miejsc,
jakie zajęli w rankingu. Potem odbywa się losowanie kategorii w jakiej mają
walczyć, a po nim nadchodzi czas starć. Zwycięzca zaś w nagrodę może dopisać do
regulaminu szkoły jeden wybrany przez siebie punkt. Dla Rintaro to niesamowita
okazja wprowadzić zmiany w postaci przymusowego noszenia spodni przez
dziewczyny, co odegna od niego widmo zagłady. Niestety wszystko piękne wydaje
się w teorii. Nie dość, że Rintaro jest w parze razem z Kyoką, dziewczyną,
która nawet jak ubrana, wydaje się goła, to jeszcze oboje muszą pokonać
przeciwników za pomocą… tańca. Chłopak musi się więc nauczyć kroków i jakoś przeżyć
tak bliski kontakt z dziewczyną…
Balą, balą i jebut – tymi dwiema
onomatopejami najlepiej można scharakteryzować całe „Dragons Rioting”, mangę
opartą na walce i widokach roznegliżowanych bohaterek, które w trakcie akcji
rwą w strzępy swoje ubrania i wypinają się cięgle w stronę odbiorcy. I nie
tylko. W końcu ofiarą ich wdzięków wciąż pada biedny Rintaro, dla którego takie
rzeczy są śmiertelnie niebezpieczne. A czytelnicy mają z tego mnóstwo radochy.
Bo jak tu nie śmiać się, kiedy
bohater nie może się podniecać, a z każdej strony napierają na niego wielkie
biusty i półnagie ciała? Albo z jego kolegów, którym w głowie tylko jedno, ale
nie mają przy tym najmniejszych szans u płci przeciwnej? Same starcia i
wymyślne techniki są o tyle naiwne, co zabawne. Ale to wszystko do siebie
pasuje, ma swój urok i czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. W sam raz dla
odreagowania i pośmiania się z gatunkowych schematów.
Do tego „Smoczyce” są znakomicie
zilustrowane, choć też w sposób prosty, i ładnie wydane, z zachowaniem
kolorowych stron. Miłośnicy shounenów, pięknych dziewczyn i dużej dawki
łagodnej erotyki w humorystycznym ujęciu będą jak najbardziej zadowoleni. Im
„Dragons Rioting” polecam z czystym sercem.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz