Dragons Rioting #7 - Watanabe Tsuyoshi

SIURTARO TOUCHPANEL KONTRA EMMA


W „Dragons Rioting” nadszedł czas na kolejną walkę. A co to oznacza, wiedzą wszyscy ci, którzy czytali choć jeden z poprzednich tomów serii. Dużo wymyślnych technik, dużo humoru i przede wszystkim mnóstwo scen ukazujących majteczki, wyzywające pozy i podskakujące biusty. Czyli to, czego miłośnicy tej mangi oczekują.


Rintaro wpadł na pomysł, jak zaprowadzić pokój w Męskim Czyśćcu – postanowił sam zostać Smokiem, pokonać resztę i w ten sposób ustabilizować sytuację w szkole. Niestety nie przemyślał tego oświadczenia. Teraz chce się ze wszystkiego wycofać, ale słowo się rzekło. Jest już na językach wszystkich, nie może się wycofać, a na dodatek okazuje się, że musi zdobyć poparcie uczniów. Niestety, jak szybko się przekonuje, nie jest to takie łatwe. Za namową przyjaciół, którzy wspierają go w jego staraniach, zaczyna więc kandydować na przewodniczącego szkolnego samorządu.

I tu właśnie na scenę wkracza ona, uczennica zza granicy, blond włosa Emma, która w Męskim Czyśćcu  zjawia się w poszukiwaniu niejakiego Siurtaro Touchpanela. Jednocześnie postanawia także zgłosić swoją kandydaturę w wyborach na przewodniczącego. Pech chce, że z miejsca zyskuje wielką popularność. Przyjaciele Rintaro starają się znaleźć na nią jakieś haki, a tymczasem on sam znajduje się w coraz większym niebezpieczeństwie…


Jeśli szukacie świeżości, oryginalności, przełamywania schematów, ważkiej tematyki i inteligentnej fabuły, „Dragons Rioting” nie będzie mangą dla Was. To w końcu czysta, nieskomplikowana rozrywka, pełna niewyszukanego humoru, która, nie bacząc na logikę, snuje nam pełną łagodnej erotyki i walk opowieść zbudowaną właściwie z samych gatunkowych klisz. Jedynie całkiem spora dawka żartów z popkulturowych motywów i znanych dzieł gatunku shounen obecna w każdym tomie, dodaje całości lekkości i umowności.


Ale czy to źle? Nie, jeżeli nie macie co do tytułu ambitnych oczekiwań. Ja nie miałem, chciałem się pośmiać, chciałem fabuły na odstresowanie i zrelaksowanie, nawet jeśli treść miałaby być fabularną bzdurką – i właśnie coś w tym stylu dostałem. W końcu przecież takie historie też są potrzebne, a „Dragons Rioting” to całkiem udany przedstawiciel własnego gatunku. Lekki i przyjemny w odbiorze, dobrze narysowany i mający swój urok.


Kto chce się pośmiać i pooglądać bitwy przeczące prawom fizyki plus solidną porcję seksownych kobiecych ciał, ten będzie z serii zadowolony. Przy okazji znajdzie tu też czasem poważniejszą nutę, a nawet pewne przesłanie. Wszystko to dość dobrze ukryte pod płaszczykiem sprośnych żartów, ale jednak obecne.


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.






Komentarze