SIURTARO
TOUCHPANEL KONTRA EMMA
W „Dragons Rioting” nadszedł czas
na kolejną walkę. A co to oznacza, wiedzą wszyscy ci, którzy czytali choć jeden
z poprzednich tomów serii. Dużo wymyślnych technik, dużo humoru i przede
wszystkim mnóstwo scen ukazujących majteczki, wyzywające pozy i podskakujące
biusty. Czyli to, czego miłośnicy tej mangi oczekują.
Rintaro wpadł na pomysł, jak
zaprowadzić pokój w Męskim Czyśćcu – postanowił sam zostać Smokiem, pokonać
resztę i w ten sposób ustabilizować sytuację w szkole. Niestety nie przemyślał
tego oświadczenia. Teraz chce się ze wszystkiego wycofać, ale słowo się rzekło.
Jest już na językach wszystkich, nie może się wycofać, a na dodatek okazuje
się, że musi zdobyć poparcie uczniów. Niestety, jak szybko się przekonuje, nie
jest to takie łatwe. Za namową przyjaciół, którzy wspierają go w jego
staraniach, zaczyna więc kandydować na przewodniczącego szkolnego samorządu.
I tu właśnie na scenę wkracza ona,
uczennica zza granicy, blond włosa Emma, która w Męskim Czyśćcu zjawia się w poszukiwaniu niejakiego Siurtaro
Touchpanela. Jednocześnie postanawia także zgłosić swoją kandydaturę w wyborach
na przewodniczącego. Pech chce, że z miejsca zyskuje wielką popularność.
Przyjaciele Rintaro starają się znaleźć na nią jakieś haki, a tymczasem on sam
znajduje się w coraz większym niebezpieczeństwie…
Jeśli szukacie świeżości,
oryginalności, przełamywania schematów, ważkiej tematyki i inteligentnej
fabuły, „Dragons Rioting” nie będzie mangą dla Was. To w końcu czysta,
nieskomplikowana rozrywka, pełna niewyszukanego humoru, która, nie bacząc na
logikę, snuje nam pełną łagodnej erotyki i walk opowieść zbudowaną właściwie z
samych gatunkowych klisz. Jedynie całkiem spora dawka żartów z popkulturowych
motywów i znanych dzieł gatunku shounen obecna w każdym tomie, dodaje całości
lekkości i umowności.
Ale czy to źle? Nie, jeżeli nie
macie co do tytułu ambitnych oczekiwań. Ja nie miałem, chciałem się pośmiać,
chciałem fabuły na odstresowanie i zrelaksowanie, nawet jeśli treść miałaby być
fabularną bzdurką – i właśnie coś w tym stylu dostałem. W końcu przecież takie
historie też są potrzebne, a „Dragons Rioting” to całkiem udany przedstawiciel
własnego gatunku. Lekki i przyjemny w odbiorze, dobrze narysowany i mający swój
urok.
Kto chce się pośmiać i pooglądać
bitwy przeczące prawom fizyki plus solidną porcję seksownych kobiecych ciał,
ten będzie z serii zadowolony. Przy okazji znajdzie tu też czasem poważniejszą
nutę, a nawet pewne przesłanie. Wszystko to dość dobrze ukryte pod płaszczykiem
sprośnych żartów, ale jednak obecne.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz