Aniołowie zbrodni #1 - Makoto Sanada, Kudan Nazuka

KIMŻE JESTEŚ?


Polski rynek mangowy ma się naprawdę dobrze. Świadczy o tym nie tylko ilość regularnie wydawanych serii, ale także fakt, że co chwila dochodzą do nich zupełnie nowe tytuły. I to nierzadko mało znane. Jednym z nich są „Aniołowie zbrodni”, historia oparta na grze komputerowej, która na papier przeniesiona została jednak w naprawdę intrygujący sposób.


Trzynastoletnia Rachel Gardner budzi się w pustym pomieszczeniu skąpanym w nienaturalnym księżycowym blasku. Nie wie, gdzie jest, nie wie co się dzieje, ma przy sobie jednak torbę z zestawem do szycia i chusteczkę, a w głowie jedną myśl – odnaleźć rodziców. Pamięta też, że powinna być w szpitalu, ale to nie jest szpital – a jeśli jest, to nie ten sam, do którego trafiła. Czemu tam trafiła? Tajemniczy głos pytający ją o to budzi wspomnienia – ponieważ widziała, jak ktoś został zamordowany. Ale kto? Dlaczego? Dla Rachel zaczyna się gra. Zamknięta w budynku, nie mając pojęcia co na nią czeka, zaatakowana zostaje przez tajemniczą postać z kosą w ręku. Teraz czeka na nią walka o przetrwanie i odkrycie tajemnicy tego, co się dzieje…


Nawet jeżeli do większości mang opartych np. na filmach anime nie mogę się w żaden sposób – kolokwialnie rzecz ujmując – przyczepić, o tyle do adaptacji gier podchodzę już ostrożnie. Lektura jednego z takich dzieł, pewnej light novel, nie była zbyt udanym doświadczeniem i nawet w młodości, kiedy tkwiłem w szponach pokémanii, mangowa adaptacja „Pokémona” mnie nie kupiła. Jak więc rzecz ma się z „Aniołami zbrodni”?


Cóż, nie mogę powiedzieć, że manga powaliła mnie na kolana i wgniotła w fotel, ale zamiast tego wciągnęła, zaintrygowała atmosferą i zagadką i dostarczyła porcji szybkiej, ale klimatycznej rozrywki z dreszczykiem. Fabułę gry przekuto tu w całkiem udaną opowieść, która spodoba się miłośnikom thrillerów i horrorów. Nie jest to co prawda wielka historia, niemniej jak na swój gatunek oferuje coś więcej, niż się spodziewałem.


Do tego nie zawodzi też szata graficzna. Oczywiście, jak na adaptację przystało, całość jest prostsza i mniej skupiona na detalach, ale mrok i klimat ilustracji rekompensują wszystko. Do tego mamy dynamikę, wyraziste postacie i lekkość. Kto lubi komiksy tego typu, będzie z „Aniołów zbrodni” zadowolony.


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.








Komentarze