Ultimate Spider-Man, tom 2 - Brian Michael Bendis, Mark Bagley

KWINTESENCJA SPIDER-MANA


Ileż to lat czekałem na to, by „Ultimate Spider-Man”, bodajże najlepsza seria z przygodami Pajęczaka (a przynajmniej od początku do końca trzymająca najrówniejszy, rewelacyjny poziom), zaczęła regularnie ukazywać się na naszym rynku. Gdy przed laty nieodżałowane wydawnictwo TM-Semic zaczęło wydawać ten tytuł, a potem przerwało go, by już nigdy do niego nie wrócić, wciąż miałem nadzieję, że w końcu ktoś zrobi to za nie. W ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” ukazały się co prawda trzy tomy najważniejszych części „USM”, ale to była tylko kropla w morzu moich czytelniczych potrzeb. Na szczęście Egmont w końcu zdecydował się sięgnąć po „Ultimate’a” i w tym momencie na rynku pojawił się już drugi, zbiorczy tom tej serii. Tom rewelacyjny, porywający i wciągający, jak diabli. Ale co się dziwić, dzieło Bendisa to kwintesencja Spider-Mana w najczystszej postaci i mix wszystkiego, co w nim najlepsze, uwspółcześniony na dodatek i atrakcyjny zarówno dla stałych czytelników, do których scenarzysta wciąż puszcza oko, jak i zupełnie nowych odbiorców.


Pater w końcu nauczył się, jak być Spider-Manem (a przynajmniej na tyle, by jakoś sobie radzić w superbohaterskim fachu), wyznał też prawdę o swej sekretnej tożsamości MJ, ale jego życie bynajmniej się nie uspokoiło. Nie ma już co prawda problemów z ciągłym odwoływaniem spotkań z rudą przyjaciółką, jednak oto budzi się Doc Ock, po wydarzeniach z poprzedniego tomu i odkrywa czym się stał. Prowadzi to do jego przekształcenia w potężnego wroga, z którym Spider-Man będzie już wkrótce musiał stanąć do boju. Ale to zaledwie początek tego, co na niego czeka. W mediach pojawia się bowiem Kraven Łowca, showman i myśliwy, który ogłasza, że zapoluje (z zamiarem zabicia go) na Spidera! Jakby tego było mało, szkolny kolega Petera, Kong, zaczyna łączyć fakty i dochodzi do wniosku, że ugryzienie nastolatka przez Pająka i pojawienie się herosa w pajęczym stroju to nie przypadek i zaczyna rozpowiadać wśród uczniów, że Parker jest Spider-Manem. A na horyzoncie już czają się kolejne zmiany, bo pojawia się… Gwen Stacy!


Ależ ta seria jest świetna. Bendis to obok Marka Millara chyba najważniejszy i najlepszy współczesny twórca komiksowy. Obaj, zapoczątkowując uniwersum Ultimate nie tylko zrobili rewolucję na wzór duetu Miller/Moore z lata 80. czy Gaiman/Ennis dekadę później, ale przenieśli komiksy Marvela w wiek XXI. O Millarze pisałem już wiele, i wiele jeszcze napiszę, teraz pora skupić się na Bendisie. Bendisowi bowiem zawdzięczamy uwspółcześnienie najpopularniejszego bohatera Ameryki, Pająka, a co za tym idzie, przeniesienie na ekran jego pomysłów. Kinowa trylogia o Spiderze Sama Raimiego opierała się właśnie na jego komiksach z tej serii, ale w porównaniu z nimi wypad blado.


Już sama fabuła całości jest rewelacyjna. Szybka akcja, świetny klimat i skupienie się na najlepszych elementach mitologii Spider-Mana, z jednoczesnym podkręceniem ich do maksimum, daje powalający efekt. Świetne są też liczne smaczki dla fanów, które mógłbym wymieniać godzinami, ale każdy jednak powinien odkryć je sam. Do tego scenarzysta doskonale koresponduje z materiałem źródłowym, jednocześnie zaludniając wymyślony na nowo świat Pajęczaka fascynującymi postaciami. Weźmy MJ, która jest charakterna, strzela fochy, ale to nadal dziecko uwielbiające pluszaki. Kraven natomiast to pozer, który nawet nie wierzy w swój program i wszystko co robi, robi dla sławy. Świetna jest też Gwen Stacy, po raz pierwszy pojawiająca się w tym tomie – zadziorna, ostra, ale z zasadami. I Kong, alter ego samego Bendisa, cwany, zawadiacki w stylu Flasha, ale świeży, oryginalny i psychologicznie pogłębiony.


Dodajcie do tego znakomitą szatę graficzną (co prawda wolałem prace Bagleya tworzone dla „Amazing Spider-Mana” z lat 90. XX wieku, ale i tu wypada dobrze) oraz rewelacyjne wydanie, a otrzymacie komiks, który powinien znaleźć się kolekcji każdego miłośnika Spider-Mana i Marvela. Komiks doskonały dla młodzieży i dorosłych, spójniejszy od „Amazinga” i konsekwentnie poprowadzony właściwie od pierwszych stron. Oby Egmont wydał nie tylko całość, ale także i poboczne serie i eventy z nim powiązane, bo są tego warte.


Komentarze