Made in Abyss #1 - Akihito Tskushi

OTCHŁAŃ SPOGLĄDA W NAS


„Made in Abyss”, mangowa nowość od wydawnictwa Kotori, to, przynajmniej graficznie, rzecz dość nietypowa jak na komiks pochodzący z Kraju kwitnącej wiśni. Co oczywiście stanowi bardziej ciekawostkę, niż rzecz, która w jakikolwiek sposób wpływa na odbiór całości. A historię tu przedstawioną czyta się naprawdę przyjemnie i z równie dużą przyjemnością ogląda.


Niemal dwa tysiące lat temu na nieznanej wyspie na południowym morzu Beoluskim odkryto ogromną rozpadlinę o średnicy kilometra. Nikt nie miał jednak pojęcia, jak głęboka jest ta dziura ziejąca w ziemi, a co więcej chroniło ją pole siłowe, uniemożliwiające obserwację z powietrza. Dlatego miejsce to zaczęło przyciągać wszelkiej maści rządnych przygód ludzi i badaczy, chcący odkryć tajemnicę systemu jaskiń nazwanego ostatecznie Otchłanią. Doprowadziło to do osiedlenia się tam wielu z nich i zaludnienia terenu, który obecnie przypomina typowe miasta. Ludzie żyją tu z odkrywania sekretów Otchłani, ale nie jest to zajęcie bezpieczne. Wszędzie czają się krwiożercze bestie i inne zagrożenia, ale na śmiałków czekają też pewne nagrody – dziwne relikty, których przeznaczenia nikt nie rozumie.

Nad Otchłanią mieszka Riko, jedna z wielu dzieci, które marzą o zastaniu Czeluśnikami. Na razie to jedynie pragnienie, ale już wkrótce może się ono ziścić. A co wtedy czeka na dziewczynkę i jej przyjaciół?


Lekka, prosta, sympatyczna i z całkiem niezłym pomysłem na fabułę – tak w skrócie podsumować można „Made in Abyss”, przygodową mangę opowiadającą o losach dziecięcych bohaterów. Tajemnica łączy się tu z humorem, dramatyczne wydarzenia z uroczymi scenami, a dziecięca niewinność z nutą erotyki i niebezpieczeństwami. Wszystko to czyta się lekko, przyjemnie i choć na razie nie w pełni wykorzystano tu potencjał fabuły, rzecz jest całkiem udana. Przyjemną lekturę gwarantują zresztą szybka akcja, ciekawy klimat, szczypta humoru i sympatyczne postacie, połączone ze sobą za pomocą nieskomplikowanej fabuły.


Warto jednak zauważyć dość nietypową, jak na mangę szatę graficzną. Nie mówię tu wcale o stylu, bo ten jest typowy dla japońskich komiksów, kreska i design postaci przypominają nawet nieco prace ojca „Dragon Balla”, Akiry Toriyamy, a o wykonaniu. Całość bowiem pozbawiona jest tuszu, to, co dostajemy to nic innego, jak szkice w ostatecznej fazie, uzupełnione o całą gamę odcieni szarości, zastępujących tu typowe rastry. Efekt końcowy jest jednak ciekawy, daleki od niechlujności, bo ilustracje zostały dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, a całość autentycznie wpada w oko.


Miłośnicy mang z gatunku fantastyki i przygody będą z tej serii zadowoleni. To lekka, prosta rzecz, ale ma swój charakter i przyjemnie jest wniknąć w ten świat. Momentami nawet bardzo.


Tytuł dostępny tu:




Komentarze