My Hero Academia: Akademia Bohaterów #6 - Kohei Horikoshi

WTÓRNOŚĆ PRZEKUTA W ZALETĘ


Można się zastanawiać, jakim cudem kolejna seria opata na tych samych schematach, powtarzająca gatunkowe motywy i nawet kopiująca cechy bohaterów może być taka dobra, ale jaki w tym sens? Ważne, że „My Hero Academia”, bo to o niej mowa, wciąga, intryguje i bawi naprawdę znakomicie. Ale dla tych dociekliwych, którzy chcieliby uzyskać odpowiedź na powyższe pytanie, powiem jedno: Koheiowi Horikoshiemu wtórność udało się przekuć w największą zaletę serii, która w stałych czytelnikach shounenów przywoła wiele pozytywnych skojarzeń, a w starszych obudzi niejeden sentyment.


Szkolny festiwal dobiegł końca, Midoriya niemal go wygrał i teraz stał się bardzo popularny. Jednakże szczęście przyćmiewa tragedia – brat Iidy został zaatakowany przez złoczyńcę. Chłopak co prawda stara się jakoś radzić sobie z tym faktem i ukrywać przed kolegami emocje, ale nie jest to łatwe. I tym bardziej nie wychodzi mu to najlepiej.

Ale to tylko jedna z wielu rzeczy, z którymi trzeba się uporać. Po powrocie do szkoły, na uczniów czekają nietypowe zajęcia. Po festiwalu Todoroki i Bakugo stali się faworytami do rekrutacji, która ma się dobyć za kilka lat, ale jednocześnie stawia ich to w sytuacji, w której oczekuje się od nich więcej, niż od innych. Do tego nadchodzi czas wybrania swoich superbohaterskich pseudonimów, a to prowadzi bezpośrednio do praktyk u prawdziwych, zawodowych herosów. Będzie się więc działo, tym bardziej, że wrogowie stanowiący śmiertelne zagrożenie czają się już na horyzoncie…


Szybka akcja, walki, nuta erotyki, dużo żartów i spektakularnych scen, ujmujący klimat i sympatyczni bohaterowie. „My Hero Academia” to seria niemal idealna dla wszystkich miłośników shounenów. Niemal, bo kilka klasycznych już tytułów, które pokochały świat, a także takie cykle jak „Bakuman”, które odświeżyły całość, nadal mocno trzymają się mojego prywatnego podium. Ale przygody Midoriyi nie pozostają zbyt daleko w tyle za nimi. Wszystko dzięki doskonałemu wykorzystaniu zgranych już motywów, których tu wręcz się wyczekuje.


Kohei Horikoshi wziął na warsztat wszystko to, co fani pokochali w shounenach i komiksach superhero, zmiksował z talentem i fanowską miłością i stworzył wciągającą i naprawdę urzekającą całość. „Academię” czyta się właściwie jednym tchem i z ochotą na więcej. Do tego całość ma znakomitą szatę graficzną, odpowiednio prostą, ale zarazem i pełną szczegółów, detali i mrocznych elementów. Jako całość, seria jest wzorcowym przykładem swojego gatunku, pod każdym względem pokazująca czemu zawdzięcza swoją popularność. Ja ze swej strony niezmiennie polecam gorąco.


A wydawnictwu Waneko dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.







Komentarze