WTÓRNOŚĆ
PRZEKUTA W ZALETĘ
Można się zastanawiać, jakim cudem
kolejna seria opata na tych samych schematach, powtarzająca gatunkowe motywy i
nawet kopiująca cechy bohaterów może być taka dobra, ale jaki w tym sens?
Ważne, że „My Hero Academia”, bo to o niej mowa, wciąga, intryguje i bawi
naprawdę znakomicie. Ale dla tych dociekliwych, którzy chcieliby uzyskać
odpowiedź na powyższe pytanie, powiem jedno: Koheiowi Horikoshiemu wtórność
udało się przekuć w największą zaletę serii, która w stałych czytelnikach
shounenów przywoła wiele pozytywnych skojarzeń, a w starszych obudzi niejeden
sentyment.
Szkolny festiwal dobiegł końca,
Midoriya niemal go wygrał i teraz stał się bardzo popularny. Jednakże szczęście
przyćmiewa tragedia – brat Iidy został zaatakowany przez złoczyńcę. Chłopak co
prawda stara się jakoś radzić sobie z tym faktem i ukrywać przed kolegami
emocje, ale nie jest to łatwe. I tym bardziej nie wychodzi mu to najlepiej.
Ale to tylko jedna z wielu rzeczy,
z którymi trzeba się uporać. Po powrocie do szkoły, na uczniów czekają
nietypowe zajęcia. Po festiwalu Todoroki i Bakugo stali się faworytami do
rekrutacji, która ma się dobyć za kilka lat, ale jednocześnie stawia ich to w
sytuacji, w której oczekuje się od nich więcej, niż od innych. Do tego
nadchodzi czas wybrania swoich superbohaterskich pseudonimów, a to prowadzi
bezpośrednio do praktyk u prawdziwych, zawodowych herosów. Będzie się więc
działo, tym bardziej, że wrogowie stanowiący śmiertelne zagrożenie czają się
już na horyzoncie…
Szybka akcja, walki, nuta erotyki,
dużo żartów i spektakularnych scen, ujmujący klimat i sympatyczni bohaterowie.
„My Hero Academia” to seria niemal idealna dla wszystkich miłośników shounenów.
Niemal, bo kilka klasycznych już tytułów, które pokochały świat, a także takie cykle
jak „Bakuman”, które odświeżyły całość, nadal mocno trzymają się mojego
prywatnego podium. Ale przygody Midoriyi nie pozostają zbyt daleko w tyle za
nimi. Wszystko dzięki doskonałemu wykorzystaniu zgranych już motywów, których
tu wręcz się wyczekuje.
Kohei Horikoshi wziął na warsztat
wszystko to, co fani pokochali w shounenach i komiksach superhero, zmiksował z
talentem i fanowską miłością i stworzył wciągającą i naprawdę urzekającą
całość. „Academię” czyta się właściwie jednym tchem i z ochotą na więcej. Do
tego całość ma znakomitą szatę graficzną, odpowiednio prostą, ale zarazem i
pełną szczegółów, detali i mrocznych elementów. Jako całość, seria jest
wzorcowym przykładem swojego gatunku, pod każdym względem pokazująca czemu
zawdzięcza swoją popularność. Ja ze swej strony niezmiennie polecam gorąco.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz