Zabójcze maszyny - Philip Reeve

ŻYWE MIASTA


„And O you mortal engines whose rude throats.”

William Shakespeare, „Othello”


Gdyby nie fakt, że za filmową adaptację tej powieści, która dosłownie za chwilę trafi na ekrany kin, wziął się Peter Jackson, pewnie nie sięgnąłbym po tę powieść. Owszem, reżyser, poza „Niebiańskimi istotami” i trylogią „Władcy pierścieni” oraz „Hobbitem” nie zrobił nic naprawdę godnego uwagi (a i „Hobbit” tylko momentami przypominał widzom o jego dawnej świetności), ale to nie znaczy, że nie chcę sięgać po jego kolejne produkcje. „Zabójcze maszyny” też z chęcią obejrzę, nawet jeśli zwiastun nie obiecuje nic, ponad typową kinową rozrywkę, dlatego najpierw musiałem poznać książkowy pierwowzór. I nie żałuję, bo choć to tylko rozrywka, to naprawdę bardzo sympatyczna i mająca swój urok.


Przyszłość. Ludzkość, jak zwykle zawaliła sprawę i swoimi atakami doprowadziła świat do zagłady. Teraz ludzie żyją w ruchomych miastach, które przemierzają zrujnowaną planetę, polując jedne na drugie. Główny bohater, młody czeladnik Tom, który pewnego dnia zostaje świadkiem ataku pewnej dziewczyny, Hester, na Mistrza Cechu Historyków, Valentine’a. Napastniczka ucieka, chłopak rusza w pościg za nią, ale wszystko kończy się nieoczekiwanie dla niego. Gdy przekazuje Mistrzowi jej ostatnie słowa, zostaje wyrzucony przez niego na Zewnątrz, na pewną śmierć. Od teraz będzie musiał przetrwać na wygnaniu, a jego towarzyszką zostanie Hester właśnie. Co jednak na nich czeka i jakich rzeczy dowie się Tom?


Aż dziwne, ze ta powieść jest niezła. Przecież sam pomysł na nią jest tak absurdalny, że aż śmieszny – miałby sens, gdyby ze świata przyszłości uczynić miejsce o zupełnie innej mechanice, niż to zostało przedstawione na stronach „Zabójczych maszyn”. Ale jednak Reeve’owi udało się całkiem nieźle wybrnąć z tego i stworzyć przyjemną, szybką w odbiorze lekturę bardziej dla nastoletnich, niż dorosłych czytelników, choć na szczęście nie tak infantylną, by i tych starszych od siebie odrzucić.


Ogólnie rzecz biorąc to jednak tylko czysta, niezobowiązująca rozrywka. Lekka, prosta, pozbawiona większych zaskoczeń i zaludniona postaciami o nieskomplikowanej psychologii. Nie ma tu głębi, nie ma przesłania. Jest akcja, szybkie tempo i to, czego od podobnych lektur oczekujemy. Bohater wybraniec odkrywa część prawdy o swoim świecie i musi stawić czoła złu i dowiedzieć się reszty rzeczy, by wszystko zrozumieć. Towarzyszy mu oczywiście dziewczyna, a przeciw sobie mają nie tylko złych ludzi, ale i nieprzyjazne otoczenie. To właściwie tyle, a tytuł obiecywał wiele więcej. Zaczerpnięty z „Otella” Szekspira, mający głęboki wydźwięk, cytat mógł obiecywać wiele, choćby zanurzenie się w kwestie społeczne i tym podobne sprawy.


Została jednak całkiem udana fantastyka, którą czyta się naprawdę przyjemnie. A to i tak sporo znaczy, na tle zalewu nijakiej literatury tego typu. Dlatego polecam, warto sięgnąć przed filmem, jeśli lubicie tego typu historie. Mam nadzieję, że Jackson zrobi z tego niezłe widowisko i że już wkrótce doczekamy się wznowienia kolejnych części serii Reeve’a na naszym rynku, co zresztą zapowiada wydawca.

Komentarze