Karneval #19 - Touya Mikanagi

WIĘCEJ PRZESZŁOŚCI


W poprzednim tomie „Karnevala” szalone tempo sprawiło, że ponad sto pięćdziesiąt stron opowieść pochłonąłem dosłownie jednym tchem. Teraz, kiedy akcja znów zwolniła, całość mogła przestać tak wciągać, ale nie przestała. Dziewiętnastą część łyknąłem więc znów na raz, a przy okazji z niemałą fascynacją, bo autorka postanowiła kontynuować retrospekcje bohaterów i tym razem zaserwowała nam opowieść o przeszłości Karoku i kilka nieznanych dotąd faktów z „poprzedniego” (wiecie o czym mowa) życia Naia.


Yogi wrócił! Zdawało się, że to będzie jego koniec, bo stracił wszelką kontrolę nad sobą, jego bransoletka się zepsuła, a moc się uwolniła. Jakby tego było mało, owa moc zaczęła wyczerpywać nie tylko inkyunę, ale też i jego ciało. Na szczęście udało się przywrócić jego dobrą stronę i wszystko skończyło się jak najbardziej pozytywnie. Oczywiście jeśli nie liczyć strat. Teraz Yogi wraz z odnalezioną po latach siostrą wraca do normalności. Z tym, że normalność w tym wypadku oznacza czas pożegnań. Odzyskane wspomnienia, a zarazem przeszłość, stają się bramą do przyszłości. Myu Marie musi odejść, znaleźć bezpieczną przystań, ale też i swoje miejsce. Dotychczasowe życie zostanie za nią, ale gdy pewien człowiek zdecyduje się na wyznanie, wszystko może się zmienić…

Tymczasem Nai i pozostali też wracają do normalnej egzystencji. Kraoku, odwiedzony przez Uro, dostaje zielone światło do działania. „W takim razie na początek zjedzmy jakiś statek CYRKU”, mówi. „A potem rozpoczniemy mój przewrót”. Zanim jednak do przewrotu dojdzie, trzeba odpowiedzieć na kilka pytań. Na jaw wychodzi więc pochodzenie i przeszłość Karoku, to jak znalazł się w lesie Niji i przede wszystkim, jak spotkał Naia!


I znów pozytywne zaskoczenie. Za każdym razem, gdy mam wrażenie, że „Karneval” skręci w nieco nudniejszą stronę, autorka pokazuje, że w zanadrzu kryje jeszcze niejednego asa. I nawet jeśli czasem miewam wrażenie, że sama nie do końca wie, do czego zmierza, tomami takimi, jak ten i jego poprzednik, przypomina mi, że jednak ma konkretną wizję i jeśli są w niej nieoczywistości, to użyte zostały po to, by tylko podsycić czytelniczą ciekawość.


Akcja, emocje, wzruszenia, słodycz i humor. Wszystko to czeka tu na miłośników serii, dostarczając im dobrej zabawy na naprawdę znakomitym poziomie. Część rzeczy się wyjaśnia, kilka pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi, ale jest klimat, są ciekawe perspektywy na przyszłość i kilka udanych zwrotów akcji także się znalazło.


A że wszystko to jak zwykle jest znakomicie narysowane i ładnie wydanie, tym bardziej chce się polecić całość. Nie każdego „Karneval” kupi, trzeba w końcu lubić kobiecą odmianę słodyczy, jaka oferuje, ale jeśli nie jest to coś, co Was odstrasza, warto poznać tę serię. I to nawet bardzo.


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.








Komentarze