VANITAS SIĘ USPOKAJA
W trzecim tomie „Księga Vanitasa”
wraca na nieco spokojniejsze tory. Akcja otwarta w poprzedniej części zostaje
zakończona, a na światło dzienne wychodzą kolejne tajemnice i informacje. Ale
nawet w tym mniej spiesznym, stonowanym obliczu, jest coś ciekawego, a całość
czyta się szybko, lekko i bardzo przyjemnie. I, oczywiście, miłośnicy
shounenowych walk także nie będą zawiedzenie, kiedy przebrną już przez
wolniejsze sekwencje.
Bal maskowy zbliża się do końca,
ale zagrożenie nie mija. Gdy Noé próbuje dowiedzieć się od Vanitasa co jego
zdaniem znaczy „ocalenie”, by rozumieć jego ostatnie działania, Dominique de
Sade prosi obu by powstrzymali jej siostrę. Pojawienie się Veroniki stanowi
bowiem duże zagrożenie także dla obu wojowników chcących pomóc wampirom. Gdy
sytuacja wydaje się zmierzać ku katastrofie, na scenę wkracza lord Rutheven.
To jednak zaledwie początek, bo
kiedy walka z Veroniką de Sade dobiega końca, na bohaterów czekają nie tylko
kolejne sprawy, którymi trzeba się zająć, ale także i decyzje do podjęcia. Czy
po wszystkim co się wydarzyło i co widział, Noé zechce jeszcze towarzyszyć
Vanitasowi w jego krucjacie? I jakie rzeczy jeszcze odkryje? Tymczasem
nadchodzi pora wyjaśnienia tajemniczego zachowania Jeanne i ustalenie granic
relacji jej i Vanitasa, który traktuje dziewczynę, jakby już była jego żoną.
Jednocześnie relacje Noégo i Dominique również ulegają zmianie, wkraczając na
nowy poziom. To jednak tylko wstęp do tego, co ich czeka. Przybycie do biura
lorda Ruthevena w zamku Carbunculus przybiera nieoczekiwany przebieg, kiedy na
jaw wychodzi prawdziwa pozycja Luci. To jednak najmniej istotna kwestia, z jaką
naszym bohaterom przyjdzie zmierzyć się w tych murach. Gdy Vanitas wysnuwa
swoje podejrzenia odnośnie nosiciela klątwy, sprowadza zagrożenie, jakiego się
nie spodziewali. A na tym nie koniec…
Dobry tom dobrej serii. Jeszcze do
niedawna „Księga Vanitsa” była dla mnie jedynie niezłą rozrywka, jednak w
drugiej połowie drugiego tomu wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze. I
chociaż teraz fabuła znów jest mniej krwawa, mniej brutalna i pozbawiona tak
szybkiej akcji oraz stylistyki grozy, jak to było jeszcze kilka rozdziałów
temu, zabawa o dziwo jest znakomita, a autorce udało się złapać całkiem niezły
rytm.
To, co należy zaliczyć całości na
plus to fakt, że Jun Mochizuki stonowała i ograniczyła nieco humor, zamiast
niego dodała emocji i kilka naprawdę klimatycznych scen. Jeśli zaś chodzi o
grafikę, seria nadal jest utrzymana w kobiecej stylistyce – wielkie
przywiązanie do strojów i ich detali czy prezentacja postaci pokazują to bardzo
wyraźnie – ale na tyle dobrze wpasowanej w oczekiwania nastoletnich odbiorców,
że zarówno miłośnicy shounenów, jak i shoujo (ale takiego dynamicznego i nie
stroniącego od krwi) znajdą tu coś dla siebie.
Dlatego też polecam „Księgę
Vanitasa” Waszej uwadze. Jak pisałem przy okazji recenzowania poprzednich
tomów, nie jest to wybitna seria, ale serwuje nam dobrą (a z każdym tomem coraz
lepszą) rozrywkę. I to w solidnej dawce.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz