THOROWIE
NA TROPIE
„Thor” w wykonaniu Jasona Aarona
okazał się zadziwiająco niezłą serią, jak na tego autora. Autora, który w
przerażającej większości swoich dzieł kopiuje niezliczone, wszystkim dobrze
znane pomysły, jednocześnie nie potrafiąc wycisnąć z nich niczego świeżego ani
ciekawego. Tym większym zaskoczeniem była dla mnie „Thor: Gromowładna”, która
okazała się rzeczą naprawdę dobrą. Wszystko dlatego, że Aaron odrzucił tam
wszelkie pseudo ambicje i dał nam po prostu udany komiks rozrywkowy. I
dokładnie tym samym jest album „Tajne wojny: Thorowie”, będący ciekawym
uzupełnieniem wielkiego marvelowskiego eventu, który da się czytać także w
oderwaniu od niego.
Zanim przejdę do omawiania
szczegółów fabuły, pozwólcie, że nakreślę tło wydarzeń. Otóż uniwersum Marvela
zaczęło umierać, a kolejne wszechświaty ginęły w wyniku zderzeń zwanych
inkursjami. Bohaterom nie udało się zażegnać kryzysu, wszystko umarło, ale Dr.
Doom zdołał uśmiercić odpowiedzialnych za zagładę Beyonderów i dzięki swej mocy
ocalił fragmenty różnych rzeczywistości, sklejając je w jeden Bitewny Świat,
którym zarządza ze swojego zamku. Thorowie zaś stanowią elitarny oddział
pilnujący porządku i broniący spraw królestwa. A czy może być coś bardziej
wymagającego ich interwencji, niż seria morderstw?
W tym właśnie momencie zaczyna się
fabuła tego albumu. Thorowie znajdują zwłoki jednego z mieszkańców Bitewnego
Świata. Ponieważ to już piąty trup w ciągu tygodnia zabity przez tego samego
sprawcę, a morderca wciąż przebywa na wolności, bohaterowie muszą zakasać
rękawy i pokazać na co ich stać. Ale wyjaśnienie tej sprawy nie będzie łatwe,
bo w podzielonym, pełnym zagrożeń świecie, nawet Thorowie nie są bezpieczni…
Komu podobały się poprzednie tomy „Thora”,
ten koniecznie powinien sięgnąć także po ten. Może nie rozwija ona jakoś szczególnie
wątków z wcześniejszych części, przez co całość da się czytać bez ich
znajomości, ale za to Aaron w niezłym stylu bawi się samymi postaciami. Bo Thorami
nie są tu tylko doskonale nam znani Gromowładni (łącznie z kobiecą wersją obecną
w serii od pewnego czasu) czy Odyn, ale także np. Groot czy Storm z X-Menów. Dzięki
temu na stronach nie brakuje humoru, ale jest też całkiem udana zagadka, sporo
akcji i kilka klimatycznych scen. Nie ma tu natomiast głębi, ale tego chyba
nikt nie oczekiwał, więc nie poczytujmy tego jako minusa.
Warto natomiast docenić udaną szatę
graficzną. Rysunki są dość proste, ale i realistyczne zarazem, kolor został
dobrze do nich dobrany, a całość pasuje do opowieści. Do tego mamy porcję świetnych
dodatków, w tym dwa klasyczne komiksy, w których Thor zmienia się w żabę. Pochodzą
one z legendarnego runu „Thora” pisanego przez Waltera Simonsa, który znalazł
się na liście 100 najlepszych komiksów w historii wg magazynu „Wizard” i są
bodajże pierwszymi z niego wydanymi po polsku.
Wszystko to sprawia, że warto po „Thorów”
sięgnąć. To dobry komiks, będący jednocześnie udanym uzupełnieniem „Tajnych wojen”
oraz regularnej serii, nawet jeśli pozbawiony jest większych nowości czy
zaskoczeń. Komu mało eventowych przeżyć i opowieści o Gromowładnych, będzie
zadowolony.
Komentarze
Prześlij komentarz