MAFIA,
ZOMBIE I INNE TAKIE
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z
„The Goon”. Pamiętam, bo mimo kultowego statusy serii, nie było ono udane. Parę
lat temu w moje ręce trafił jeden z zeszytów wypuszczonych w ramach Free Comic
Book Day. Sięgnąłem po niego ze względu na prolog do „Fight Clubu 2”, ale był
tam też krótki komiks z tej serii właśnie, a także „Strain”. I żaden z nich,
poza „FC” nie przypadł mi do gustu, choć „Zbira” doceniłem za ilustracje. Teraz
nadszedł czas bym zmierzył się z ogółem tej opowieści i przekonał co ma do
zaoferowania. W końcu całość zdobyła łącznie pięć nagród Eisnera, w
superlatywach wypowiadają się o niej takie osobistości, jak syn Stephena Kinga,
Joe Hill czy Frank Darabont, a na polskim rynku właśnie ukazało się imponujące,
bo pięćsetstronicowe wydanie, zbierające pierwsze cztery tomy serii. Sięgnąłem
więc po nie, przekartkowałem, potem zacząłem czytać i… wpadłem, a „The Goon”
zachwycił mnie tak samo, jak miliony czytelników na całym świecie.
Zacznijmy jednak od tego o czym to
właściwie jest. Bo tytuł „Zbir” może właściwie oznaczać wszystko, choć
najbardziej kojarzy się z sensacyjnymi opowieściami. I po części mamy tu z taką
do czynienia, ale… Właśnie, tytułowy Zbir to prawa ręką gangstera Labrazia,
którego klan rządzi pewnym miastem. Los chce, że to właśnie do tej mieściny
przybywa Kapłan Zombie, który z umarłych chce stworzyć własną przestępczą
rodzinę. Powoli zdobywa coraz większe wpływy, ale nadal nie może zagrozić
pozycji Labrazii. Wszystko przez Zbira i jego pomocnika Franky’ego, którzy
zawsze krzyżują im szyki. Dlatego też Kapłan stara się znaleźć sposób na ich
pokonanie…
Serię „Zbir” w naszym kraju w roku
2005 zaczęło publikować wydawnictwo Taurus Media. Ukazały się wówczas trzy
cienkie albumy i na tym kariera tytułu się zakończyła. Teraz jednak jest
nadzieja, że całość w końcu ukaże się na polskim rynku – a przynajmniej ta
część, która już powstała, bo seria wciąż się ukazuje – i to w pięciu (bo tyle
póki co ich jest), imponujących tomiszczach. A że warto, chyba nie muszę już
Was przekonywać, ale i tak przyjrzyjmy się serii nieco bliżej, bo to, co
napisałem do tej pory, nie oddaje nawet w połowie tego, z czym mamy tu do
czynienia.
A z czym mamy? Z szaloną, daleką od
poprawności politycznej i jakiejkolwiek autocenzury czarną komedią z pogranicza
gangsterskich pulpowych książek z lat 30. i horrorów właściwie z każdego okresu
ich istnienia. Mamy tu więc gangsterskie klimaty w stylu czasów prohibicji, a
obok nich wszelkie strowy stwory, zaczynając od klasyki jak zombie czy byty
rodem z mitologii Cthulhu, przez wszelkiej maści wyniki chorych eksperymentów,
po samego Hellboya goszczącego w jednej historii, przy której pomagał
oczywiście Mike Mignola, twórca przygód Piekielnego Chłopca. Jest więc krwawo,
jest zabawnie – choć humor to nie dla wszystkich, a już na pewno nie dla
wrażliwych – akcja toczy się szybko, a całość ma rewelacyjny klimat. Bo „The
Goon” to nie tylko lejąca się krew i wszelkiej maści urazy, ale też i świetnie
zbudowany nastrój.
Przy okazji nie można też zapomnieć
o rewelacyjnej szacie graficznej, która nie tylko rozwija się wraz z kolejnymi rozdziałami,
ale też i stanowi połączenie najróżniejszych stylistyk. Mamy tu i ilustracje w
stylu Mignoli, i prace ciążące w stronę rysunków Jeffa Smitha, i znakomite grafiki
robione ołówkiem, wreszcie także komiks skomponowany ze zdjęć czy okładki
przypominające prace Simona Bisleya. A wszystko to przetykane rozbrajającym
reklamami, wydrukowane na papierze kredowym i zamknięte w imponującym tomie, z
twardą okładką i dodatkową obwolutą. Po prostu cudo.
Komentarze
Prześlij komentarz