WUJEK
SKNERUS I POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ ARKI
Po dwóch świetnych i przełomowych
tomach kolekcji komiksów Carla Barksa, autora określanego mianem Ojca Kaczek i
Hansa Christiana Andersena Komiksów, nadszedł czas na ciąg dalszy. Można by
sądzić, że tym razem jakość całości spadnie choć trochę, w końcu to w
poprzednich częściach znalazły się najsłynniejsze i najlepsze prace autora, ale
nic bardziej mylnego. Nie dość, że na czytelników czekają tu tak samo świetne
komiksy, to jeszcze w ich ręce trafia tytułowa opowieść „Siedem miast Ciboli”,
która stała się jedną z inspiracji George’a Lucasa i Stevena Spielberga do stworzenia
przygód Indiany Jonesa.
Co w tym tomie czeka na
najbogatszego Kaczora świata, jego pechowego siostrzeńca i całą, jakże barwną i
szaloną ekipę zamieszkującą Kaczogród? Sknerus nie stałby się bogaczem, gdyby
nie jego pełne przygód i poszukiwań skarbów życie, dlatego teraz też nie
rezygnuje i wyrusza do Ciboli w poszukiwaniu skarbów. Potem Donald i jego
siostrzeńcy trafią do miasteczka rodem z Dzikiego Zachodu, gdzie rzekomo
grasuje duch szeryfa, jeszcze później przekonają się co mają ze sobą wspólnego
cukierki i pierścionek, a w końcu trafią także na zawody wędkarskie. Oczywiście
nie obejdzie się też bez takiej klasyki, jak starcie z kłopotliwymi zwierzakami
(i to niejedno!), a także bez składania sobie noworocznych obietnic, których
niedotrzymanie będzie groziło karą…
Jeżeli podobały Wam się dwa
poprzednie tomy (a mogły się nie podobać?) „Kaczogrodu” wg. Carla Barksa, teraz
też nie będziecie zawiedzeni. Jeśli zaś nie czytaliście, a chcielibyście zacząć
swoją przygodę od tego tomu, nic nie stoi na przeszkodzie, bo poszczególne
opowieści to niezależne od siebie humoreski, które czyta się lekko, szybko i
przyjemnie, a przy okazji nie brak w nich także pewnej dozy głębi. Pamiętajcie
jednak o jednym – nieważne ile macie lat, nawet jeśli komiksy o Kaczkach wydają
się Wam być przeznaczone stricte dla dzieci – łatwo dać się wciągnąć, a wtedy na
pewno nie skończycie na jednym tomie.
Bo w tym tkwi właśnie siła prac
Barksa. Czytelnik zasiada do nich niepewny, może z ciekawości, może z
sentymentu (jeśli jest dorosły) i nagle okazuje się, że komiks go wciągnął. Ba,
zanim się obejrzał, już pochłania kolejną opowiastkę, a przy okazji odkrywa, że
oprócz ciekawych przygód, szybkiej akcji, niezłego klimatu i żartów
autentycznie poprawiających humor, jest tu coś więcej. I to znacznie. Pointa?
Przesłanie? Tak, ale nie dziecinne, nie infantylne i bynajmniej nie nachalne.
Na dodatek pokazane w taki sposób, że inaczej odczytają je dzieci, a inaczej
dorośli. A wszystko to osadzone w interesujących i inteligentnych fabułach.
Komiksy pisane i rysowane przez
Barksa nie przypadkiem stały się więc absolutną klasyką i inspiracją dla rzeszy
innych twórców. Najbardziej rzuca się to w oczy w przypadku Dona Rosy, autora
niezapomnianego albumu „Życie i czasy Sknerusa McKwacza”, ale – jak widać po
„Siedmiu miastach Ciboli” – wpływy jego sięgają dużo dalej. Można więc rzec, że
jego komiksy to jeden z kulturowych fenomenów. Świetnie napisane i tak samo
zilustrowane, warte są polecenia każdemu, niezależnie od wieku – te historie
kupią każdego, a przy okazji znajdziecie w nich masę drobiazgów, które przeszły
do historii.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz