Piorun kulisty - Cixin Liu

CHIŃSKI TESLA



Kiedy tylko zobaczyłem nazwisko Cixina Liu na okładce tej powieści, już wiedziałem, że absolutne muszę ją przeczytać. W końcu jego „Problem trzech ciał” i dwie kontynuujące go powieści okazały się najlepszymi książkami science fiction, jakie trafiły w moje ręce w ostatnich kilku latach – jeśli nie dekadzie. Nie czytałem opisu, nie wnikałem w treść. Potem jednak tom trafił w moje ręce i… Cóż, blurb nie brzmiał zbyt zachęcająco, niemniej niezarażony zasiadłem do lektury i muszę powiedzieć, że było warto. Owszem, nie jest to dzieło na miarę trylogii „Wspomnienia o przeszłości Ziemi”, ale to kawał dobrej lektury wartej polecenia miłośnikom fantastyki.


Fascynacja kontra tragedia. A może fascynacja mogąca przerodzić się w tragedię? Tragedią i fascynacją się zaczęło i kto wie, czym to wszystko się skończy. Kiedy Chen miał czternaście lat, rozpętała się wielka burza. Widok ten urzekł chłopaka tak, że miał wpływ na jego życie, ale wtedy wydarzyło się także coś jeszcze. Coś, co także wszystko zmieniło: piorun kulisty zabił jego rodziców.

Tak zaczyna się droga Chenga do zrozumienia natury i prawdziwego potencjału tego wciąż jakże tajemniczego zjawiska. Jego badania zmieniają się w prawdziwą obsesję, która rzuca nim po najróżniejszych placówkach, a w końcu sprowadza niebezpieczeństwo nie tylko na niego, ale i na cały świat. Wojsko upatruje w jego dziele potencjał militarny, a Cheng nie zamierza iść w tym kierunku. Armia jednak  nie cofnie się przed niczym, a na dodatek sam główny zainteresowany zakochuje się w pewnej pani major…


Chyba już powyższy opis jasno pokazuje dlaczego „Piorun kulisty” nie jest tak udany, jak poprzednie dokonania autora, którego chyba mogę nazwać najwybitniejszym chińskim fantastą. Owszem, trylogia „Wspomnienie o przeszłości Ziemi” też oparta była na ogranym schemacie, niemniej schemat ten został zbudowany na jakże przełomowym, odkrywczym i świeżym pomyśle, podważającym podstawowe prawa fizyki i dającym w ich miejsce fascynujące, ale i przerażające wytłumaczenie wszystkiego. Tu takiego przełamania schematu, jak poprzednim razem nie ma. Liu się stara, to trzeba mu oddać, jednocześnie jednak tworzy dzieło wręcz wzorcowo podążające utartą ścieżką.


A jednak „Piorun kulisty”, opowieść wyraźnie inspirowana Teslą i jego dokonaniami, to kawał dobrej książki. Jej największą siłą jest świetny, literacko satysfakcjonujący, lekki, łatwy w odbiorze, ale zarazem pełny i dający dużo przyjemności styl. Przy okazji autor całkiem zgrabnie unika banału, choć przecież opis fabuły sugeruje coś zupełnie przeciwnego. Świetnie udaje mu się także wykorzystać fascynacje tym, co nieznane, choć przecież jak najbardziej przyziemne. Wiele rzeczy przypomina mi tu powieść „Przebudzenie” Stephena Kinga, także traktującą o naturalnej elektryczności i jej tajemnicach, choć bardziej w sensie ogólnym, niż szczegółach. Niemniej jednak obie utrzymane są na podobnym poziomie, kto więc dał się urzec dziełu Króla i z powieści Liu będzie zadowolony.


Podsumowując, jak zwykle warto. Liu to zdecydowanie najlepszy chiński fantasta, a jego dzieła śmiało mogą mierzyć się z tworami gigantów gatunku. I nawet w tej nieco słabszej formie, jaką prezentuje w „Piorunie” bije a głowę większość podobnej literatury.

Komentarze