DWUNASTU JEŹDŹCÓW APOKALIPSY
Kiedy w 2007 roku Justin Cronin
sprzedał prawa do ekranizacji swojej postapokaliptycznej trylogii, raczej nie
podejrzewał, że przez kolejne ponad dziesięć lat producenci będą jedynie
planować, myśleć i… nie nakręcą żadnego z trzech filmów. Na szczęście dla niego
i dla nas, ostatecznie skończyło się na powstaniu serialu. Dlaczego na
szczęście? Dla autora, wiadomo, wiąże się to z konkretnymi zyskami i sławą, dla
czytelników znad Wisły zaś z powrotem na rynek jego serii i zapowiedzią
wreszcie wydania jej w całości. A ponieważ jest to kawał dobrej fantastyki, co
widać zarówno po „Przejściu”, jak i „Dwunastu”, miłośnicy postapo mogą już
zacierać ręce.
Eksperymenty naukowe pod nazwą
projekt Noe wymykają się spod kontroli. Dwunastu skazanych na śmierć więźniów,
którzy stali się pacjentami zero, ucieka z laboratorium, roznosząc wirus,
zmieniający ludzi w bestie. Odnalezienie ich i unicestwienie może być kluczowe
dla ocalenia tych, którzy przetrwali wywołaną w ten sposób ogólnoświatową apokalipsę,
ale liczebność wrogów przytłacza wszystkich, zagrożenie czai się na każdym
kroku, a na dodatek zarażeni wirusem ewoluują, stając się coraz bliżsi
nieśmiertelności. Czy w takiej sytuacji zwykli ludzie mają jeszcze szansę na
przeżycie? Los i tropy wiodą wszystkich do Ojczyzny, skrywającej swoje
tajemnice społecznością rządzonej przez byłego zastępcę dyrektora Departamentu
Broni Specjalnych odpowiedzialnego za projekt Noe. Pytanie, co tam na nich
czeka…
Jak już pisałem, „Dwunastu”, podobnie
jak poprzedni tom trylogii, to kawał dobrej fantastyki. I to kawał pod każdym
względem, bo powieść ta liczy sobie 670 stron. Gdyby więc Cronin napisał rzecz słabą,
na czytelników czekałoby sporo męczenia się, a wielu pewnie odpadłoby przed
dobrnięciem do połowy. Na szczęście jego powieści czyta się szybko, przyjemnie
i z całkiem sporą dozą napięcia. I nawet jeśli fabuła jest w zasadzie
przewidywalna, wszyscy miłośnicy gatunku, jak i fani prozy Stephena Kinga, nie
będą zawiedzeni.
Oczywiście możecie obawiać się, że
„Dwunastu” to kolejne typowe współczesne postapo, ale w takim razie przestańcie.
To nie miałka, nijaka lektura, której brak choćby odrobiny oryginalności.
Owszem, Cronin mocno czerpie z „Bastionu” i jemu podobnych dzieł, jednak udaje
mu się też stworzyć coś swojego, własnego. Żadnych nowości nie macie co tutaj
szukać, ale za to możecie liczyć na naprawdę znakomite odtwórstwo. I całkiem
sporą gromadkę bohaterów, bo u Cronina, jak u Kinga, jest ich cała masa, a
wszyscy oni zostali całkiem nieźle skrojeni, choć czasem można się wśród nich
pogubić. Do tego dochodzi solidna dawka grozy podbieranej z wszelkich miejsc –
to w równym stopniu historia czerpiąca z estetyki horrorów o wampirach, co
zombie – i niezłego zaplecza obyczajowego. A wszystko to wrzucone w dobrze
skonstruowany, klimatyczny świat.
Dobre jest też tempo, czasem
przyjemnie leniwe, byśmy mogli delektować się tym, co dla nas przygotował, a
czasem pędzące na złamanie karku, aż nie mamy czasu na myślenie ani odłożenie
powieści. Jedyny zarzut, jaki można mieć, jest taki, że to wszystko już było. I
to po wielokroć. Ale jednocześnie „Trylogia Przejścia” zdecydowanie wyróżnia
się na plus wśród zalewu podobnych pozycji, których pełno jest w dobie
popularności postapo. Dlatego ze swej strony polecam i czekam na finałowy tom,
który w tym roku ma się pojawić na rynku.
Komentarze
Prześlij komentarz