Made in Abyss #3 - Akihito Tskushi

HELLO, ABYSS


W trzecim tomie opowieść o dzieciach zanurzających się w odmęty Otchłani jeszcze bardziej nabiera tempa. Pojawia się coraz więcej zaskoczeń, intrygujące wątki wychodzą na światło dzienne, a my poznajemy coraz to nowe informacje na temat tytułowego, tajemniczego miejsca. A wszystko to w znakomitej opowieści, mającej co prawda pewne drobne minusy, ale tak wciągającej, że chyba nie znajdzie się czytelnik, który nie przymknąłby na nie oka.


Riko wyruszyła wraz z Regiem na wyprawę w głąb Otchłani, żeby ratować swoją matkę, ale trafili w ręce Ozen, postaci równie enigmatycznej, co niebezpiecznej, która wyjawiła im szokujące informacje na temat przeszłości dziewczyny. Teraz Riko przechodzi pod jej okiem trening czeluśniczy, który ma przygotować ją i chłopca-robota na dalszą drogę, odkrywając jednocześnie coraz więcej informacji na temat tego, co tam na nich czeka. Nie dość bowiem, że na najniższych warstwach Otchłani czas podobno płynie zupełnie inaczej, niż na powierzchni, to jeszcze kryje się tam wiele tajemnic, w tym dziwny krąg siódmej warstwy, który podobno widzieli nieliczni. Ale czy młodym podróżnikom uda się w ogóle dotrzeć tak daleko, skoro nawet legendarne białe gwizdki nie są w stanie? Czy Lyza jeszcze żyje? I kto napisał tajemniczą wiadomość, która rzekomo miała pochodzić od niej?

Młodzi bohaterowie ruszają w końcu w dalszą drogę, ale nawet po treningu Ozen nie są świadomi tego, co na nich czeka. A tym bardziej nie są na to gotowi. Po tym, co już za chwilę przeżyją na swojej drodze, nic już nie będzie takie samo…


Zacznę może od jedynego minusa, jakiego dopatrzeć można się w „Made in Abyss”. Jest to rzecz poniekąd na marginesie, ale jednak trzeba o niej wspomnieć, a chodzi o erotykę. Nie, żebym miał coś przeciwko niej samej, ale tu jest ona dość specyficzna, bo autor czasem serwuje nam widoki nagich dzieci, czy to związanych w jasno kojarzący się sposób, czy biegających topless. Co, na dodatek w połączeniu z estetyką chibi, niektórych może zniesmaczać.


To już jednak każdy osądzi względem własnej estetyki i zdecyduje czy widzi w tym dziwne fantazje autora (ja widzę), czy niewinność w stylu nago biegających nieletnich bohaterów „Dragon Balla”. Tak czy inaczej jednak, „Made in Abyss” to kawał świetnego, porywającego komiksu fantastycznego, pełnego przygód, niebezpieczeństw i fascynujących niezwykłości. Wiele tu tajemnic, sporo zaskoczeń, świetny jest też klimat całości, a wszystko to zmiksowane zostało z solidną dawką humoru, uroku i lekkości.


Nie zawodzi też doskonała szata graficzna, z jednej strony typowo mangowa, z drugiej mająca w sobie mnóstwo oryginalności – bo utrzymanie całości w stylu szkiców ołówkiem i odcieniach szarości nie zdarz się często, prawda? A wszystko to znakomicie współgra z fabułą i dostarcza niezapomnianych przeżyć. Dlatego miłośnikom dobrej fantastyki. Ja bawię się znakomicie i nie mogę doczekać kolejnych tomów.


Tytuł dostępny tutaj:






Komentarze