Batman Metal #1: Mroczne dni - Scott Snyder, James Tynion IV, Greg Capullo, Andy Kubert, Jim Lee, John Romita Jr.
NIE TYLKO „KRYZYSY”
Kiedy patrzymy na historię wydawniczą
DC, słowo event od razy kojarzy nam się jednoznacznie z opowieściami z
„Kryzysem” w tytule. „Kryzys na nieskończonych Ziemiach”, „Nieskończony
kryzys”, „Kryzys tożsamości” czy „Ostatni kryzys” to tylko niektóre z nich,
najważniejsze – i przy okazji dobrze znane na polskim rynku. Ale nie samymi
„Kryzysami” wydawca ten żyje. „Batman: Metal”, czy może jak chce tego oryginał
„Dark Nights: Metal”, to nie do końca rzecz tak przełomowa jak wspomniane już
eventy, ale to kawał dobrego komiksu dla miłośników historii z logo DC na
okładce. To też drugi crossover linii wydawniczej „Odrodzenie”, a przy okazji
pierwsze jej takie wydarzenie, więc czytelnicy, nawet mimo pewnych zgrzytów,
mogą już zacierać ręce.
Batman, badając sprawę tajemniczych
metali, z którymi miał do czynienia na przestrzeni lat, a które w różnych
miejscach świata ukryte są właściwie od wieków, odkrywa, że te połączone są z
czymś większym i tajemniczym. A dokładniej z istnieniem innego, mrocznego
multiwersum, znajdującego się poza granicami wieloświata, który wszyscy znają. Na
dodatek jest ktoś, kto chce otworzyć prowadzący tam portal. A to, co kryje się
po drugiej stronie, może okazać się niczym z najgorszych koszmarów. I to
dosłownie, bo żyją tam mroczne odpowiedniki naszych bohaterów, które wyglądają jak
żywcem wzięte z horrorów. Na herosów czeka kolejne ciężkie zadanie…
Słowo „Batman” w tytule tej opowieści
jest nieco mylące, bo historia ta, choć skupiona głównie na tym bohaterze, nie
jest ograniczona tylko do niego. Oczywiście już oryginalne „Dark Nights”, które
czyta się tak samo, jak „Dark Knights” jasno kojarzy się z Mrocznym Rycerzem,
niemniej sugeruje też coś o szerszym kontekście. Ale to tylko taka uwaga na
marginesie, pozwólcie więc, że przejdę do samej opowieści.
Scott Snyder przed laty zachwycił nas
zarówno świetnym „Amerykańskim wampirem”, jak i znakomitymi opowieści o
Batmanie pisanymi dla „Nowego DC Comics”. W „Odrodzeniu” zszedł nieco na dalszy
plan, tworząc całkiem udaną, ale nierówną serię „All Star Batman”, wciąż jednak
czekałem, że pokaże jeszcze na co go stać i po części tak jest właśnie w
„Metalu”. Po części, bo najciekawsze są tu tajemnice i pytania. Potem opowieść
zmienia się w czystą akcję, opartą na temacie-samograju, jakim jest żonglowanie
wizerunkami alternatywnych wersji doskonale znanych nam postaci, a co za tym
idzie także wydarzeń. Czyta się to świetnie, z dużą przyjemnością – tym
większą, im bardziej znacie uniwersum DC – niemniej nie narzekałbym, gdyby Snyder pomagający mu autorzy przedłużyli tajemniczą
stronę opowieści.
Tak czy inaczej jednak, całość czyta
się naprawdę dobrze i równie znakomicie ogląda. Ekipa rysowników została
dobrana naprawdę świetnie, a ich ilustracje robią wrażenie. Specyficzny,
uwielbiany przeze mnie John Romita Jr., nie zawodzi, jeszcze lepiej nawet
wypadają Greg Capullo, Andy Kubert czy Jim Lee, bo ich kreska pełna jest
realizmu, detali i przyjemnego dla oka mroku. Wszystko uzupełnia dobry kolor i
równie dobre wydanie (sympatyczna, metalizowana oprawa) w niezłej cenie. Miłośnicy Batmana, DC i „Odrodzenia”
powinni sięgnąć po „Metal”. Warto, nawet jeśli po intrygującym początku całość
zmienia się po prostu w rozrywkową historię, bo rozrywka ta utrzymana jest na
naprawdę przyzwoitym poziomie.
Komentarze
Prześlij komentarz