WULGARNIE, ALE NIE GŁUPIO
„Transmetropolitan” to jedna z tych
kultowych już serii, którą warto polecić każdemu miłośnikowi komiksu, chociaż
jednocześnie jest to rzecz absolutnie nie dla każdego. Specyfika tej opowieści,
a w szczególności jej bohatera, będącego jednym z najbardziej drażniących
malkontentów i mizantropów w dziejach opowieści obrazkowych – jeśli nie
najbardziej (a przecież medium to zna mnóstwo chamów pierwszego gatunku) – wielu
odbiorców może, łagodnie powiedziawszy, rozdrażnić. Dlaczego zatem warto
sięgnąć po dzieło Warrena Ellisa? Bo nawet jeśli Pająk Jeruzalem ma talent do
szarpania nerwów, w jego przemowach i zachowaniach kryje się prawdziwa głębia,
mądrość i przede wszystkim cięta satyra na nas, świat, w którym żyjemy i
kierunki w jakich zmierza nasza ewolucja – tak gatunkowa, jak i kulturalna.
Walka o prawdę w świecie, w którym
prawda umarła a jej truchło nikogo już nie obchodzi – to właśnie misja
dziennikarza, Pająka Jeruzalema. Misja, która zawiodła go w nieco nieoczekiwane
rejony, bo teraz wraz ze swymi asystentkami, zmuszony do życia w podziemiu,
szykuje się do swoistej wojny z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Wojny medialnej,
ale równie niebezpiecznej, jak ta tradycyjna, bo w świecie przyszłości nic nie
jest takie, jak myślicie. A, że przy okazji prezydent to typek gotowy na
wszystko, dosłownie na wszystko, będzie się działo…
„Transmetropolitan” to seria, jakiej
po Vertigo można się był spodziewać. Dosadna, odważna, mocna, kontrowersyjna,
wulgarna… ale jednocześnie mająca coś do powiedzenia, inteligentna, świetnie
poprowadzona i skłaniająca do myślenia. Ellis sięga tu po wszystkie
najważniejsze motywy science fiction, ale takiego przyziemnego, bardziej cyberpunkowego,
gdzie ludzi bardziej interesuje to, co mogą przeżyć na Ziemi i we własnej
głowie, niż podbijanie kosmosu. A że wszystko to jest realistyczne,
przekonujące i nawet w najbardziej udziwnionej konfiguracji, gdzie do głosu
dochodzi nie rozsądek a satyryczna prześmiewczość wydaje się możliwe, z czasem
zaczyna przerażać.
Ale czytając „Transmetropolitana”
tak, jak nie sposób jest nie myśleć, tak i nie sposób co raz nie wybuchnąć
śmiechem. Pająk Jeruzalem jest irytujący, jest chamski, polubić go się nie da,
a zeszyty o jego przygodach lepiej sobie dawkować powoli, niż pochłaniać na
raz, ale nie sposób odmówić mu słuszności, trafności i poczucia humoru, które
udziela się także nam. Przy okazji nie brak tu także akcji, szalonej nuty i
spektakularnej widowiskowości – choć akurat widowiskowy jest tu głównie brud, z
jakim się stykamy.
A wszystko to znakomicie
zilustrowane, kolorowe, typowe dla amerykańskich komiksów, jeśli chodzi o
kreskę, ale doskonale oddające to, co swoim scenariuszem chciał przekazać nam
Ellis. W skrócie: zabawa z tą serią jest znakomita. Jak już pisałem nie każdy
zniesie towarzystwo Pająka, ale warto spróbować, bo to, co ma nam do
powiedzenia wcale nie jest głupie. Choć mocno wulgarne.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz