USAGI POWRACA
Pięć nagród Willa Eisnera i ponad
dwadzieścia nominacji, umieszczenie głównego bohatera na liście stu najlepszych
bohaterów komiksowych oraz jednego z albumów na liście 100 najlepszych powieści
graficznych wszech czasów według magazynu „Wizard”, a także własna wystawa w Japanese
American National Museum w Małym Tokio w Los Angeles. Tym właśnie może
pochwalić się Usagi, niepozorny królik-samuraj, który w 1984 roku podbił serca
czytelników i to do tego stopnia, że ukazuje się po dziś dzień. Z okazji
35-lecia jego narodzin, wydawnictwo Egmont postanowiło przypomnieć nam serię i
tak oto na rynek trafiły dwa zbiorcze, liczące po ponad sześćset stron albumy,
otwierające cykl reedycji. Miłośnicy opowieści graficznych już mogą zacierać
ręce, bo czeka ich naprawdę solidna dawka rozrywki na naprawdę wysokim
poziomie.
Szesnastowieczna Japonia to miejsce
niespokojne i rozdarte przez domowe wojny. Właśnie w takim świecie przyszło żyć
Miyamoto Usagiemu, królikowi samurajowi, który w jednej z bitew traci swego
suwerena, Mifune. Bez niego staje się ronienm i wyrusza w podróż po kraju,
szukając swojego miejsca, wewnętrznego spokoju i niosąc pomoc tym, którzy jej
potrzebują. A tych, podobnie jak wszelkiej maści zagrożeń, nigdy nie brakuje…
„Usagi Yojimbo” w Polsce pojawił się
po raz pierwszy w roku 2001, na łamach magazynu „Świat komiksu”. Regularnie
seria zaczęła był publikowana od roku 2002, kiedy to Egmont wydał tomik „Cienie
śmierci” – ósmy w kolejności chronologicznej. Dwa lata później Mandragora
zaczęła wydawać pierwsze części serii, wznowione potem przez Egmont. Ten stan
rzeczy wynikał z faktu, że pierwsze siedem tomów wyszło w oryginale nakładem
wydawnictwa Fantagraphics, podczas gdy pozostałe, określane także jako „Usagi
Yojimbo, Vol. 2” wypuściło już Dark Horse Comics. Najnowsza edycja też jest
oparta na tej od DHC więc w niniejszym zbiorczym tomie znajdziecie części 8-10.
Tyle tytułem wyjaśnienia zawartości, pora przyjrzeć się całości bliżej.
„Usagi” to seria specyficzna. Mocno
korzystająca z mangowej estetyki i bogactwa azjatyckich legend, stworzona
została przez Amerykanina, ale urodzonego w Japonii. Stąd też bardziej
przypomina hołd złożony komiksom z Kraju Kwitnącej Wiśni, niż cokolwiek innego.
Amerykanie zresztą wiele razy próbowali tworzyć dzieła w stylu mang, choćby
wydaną u nas serię „Dirty Pair”, ale to właśnie opowieść Stana Sakaia wyszła
najlepiej. Może nie tak wybitnie, jak wyrosłe na gruncie podobnych inspiracji
„Sin City” Franka Millera (swoją drogą najnowsza reedycja już niedługo trafi na
półki polskich sklepów), ale trudno „Miasto Grzechu” i „Usagi Yojimbo” ze sobą
zestawiać. To zupełnie inne opowieści. Sakai stworzył przyjemne przygodowe
fantasy, mocno osadzone w folklorze i historii. Podlał to wszystko iście
baśniowo-disnejowską stylistyką i klimatem kina lat 80., gdzie komedia, dramat
i fantastyka płynnie łączyły się z modą na azjatyckie sztuki walki (w końcu
pojawiają się tu nawet Żółwie Ninja).
Wszystko to zaś zostało zilustrowane
w sposób mocno mangowy, a zatem czarnobiały, dość cartoonowy, ale zarazem
szczegółowy, wyrazisty i dynamiczny. Do tego wrażenie robi też samo wydanie,
grube, solidne, ładnie prezentujące się na półce. Warto po „Usagiego Yojimbo”
sięgnąć, bo to świetna rzecz, która spodoba się czytelnikom w różnym wieku,
choć mimo swego wyglądu jest to rzecz raczej dla starszych odbiorców.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz