METAFIZYKA
RADOSNEGO CIERPIENIA
Właśnie na naszym rynku ukazało się
wznowienie trzech wydanych przed kilkoma laty tomów znakomitej serii clockwork
punkowej, „Azymut”. Wszystko z okazji premiery najnowszej jej odsłony. Zanim
jednak przejdę do omawiania tomu czwartego, przypominam więc wszystkie
wcześniejsze komiksy z tego cyklu, bo warto o nich pamiętać. W końcu to kawał
wprost rewelacyjnej rozrywki, oferującej czytelnikom mnóstwo akcji, przygód,
humoru, szczypty erotyki i wprost genialne ilustracje, które przykuwają wzrok
na wiele dłużej, niż wymaga samo czytanie.
Problemy wywołane przez Piękną
Manię Ganzę przybierają realne kształty katastrofy, która dotyka całego
królestwa. Król Ireneusz Wielkoduszny wypowiada wojnę królowi Alcestowi, a przy
okazji także i oceanowi, Tycistan, każący teraz nazywać się mianem Wielkistanu
rozpoczyna agresję na wszystkie ościenne kraje naraz, Baba Musir zaś wysyła w
teren swoje bojówki. Trudno aż uwierzyć, że to wina jednej tylko kobiety! Ale
co w takim razie robi nasza Piękna, która dokonała zamiany – długie,
wielusetletnie życie w zamian za śmierć tysięcy? Oczywiście ucieka wraz ze
swoimi towarzyszami. Jednak zakochany w niej Eugeniusz zostaje schwytany przez
jej matkę, królową Eteru, której zależy nie na uniknięciu rzezi, a zgładzeniu
córki. Do czego to wszystko doprowadzi?
Zabawa jak zwykle jest przednia.
Jest tu tragedia, jest walka, jest wisząca w powietrzu wojna, ale to radosne
cierpienie. Metafizyka radosnego cierpienia, że posłużę się słowami jednego z
bohaterów, i to hasło najlepiej podsumowuje cały album. Absurdalny humor,
równie absurdalny żywo-mechaniczny bestiariusz, szaleństwo w zachowaniach
bohaterów (ostrzał wody, którą uważa się za winną!) i cała plejada barwnych
postaci. Sprawczyni wszystkiego to klasyczna femme fatale, piękna i
niebezpieczna, zakochany w niej artysta także jest bohaterem dość typowym, lecz
u ich boku pojawia się gadający, bardzo kochliwy królik, który jest Biegunem
Północnym, Pani z Piasku czy stworzenia, które zyskały nieśmiertelność. A
wszystko to pośród „zwierząt”, których na poły mechaniczna forma cielesna
stanowi nie ingerencję techniczną, a naturalny biologiczny twór, osadzone w
pięknym, zróżnicowanym świecie rożnych kultur. Świecie pełnym własnych tajemnic
i specyficznie pojmowanych praw fizyki.
Świecie, który jakże pięknie ożywił
na stronach Jean-Baptiste Andréae. Jego grafika to proste, przedstawione w
humorystycznym ujęciu postacie zamknięte w ramach niezwykle realistycznych,
drobiazgowo przestawionych krajobrazów, prezentujących bogatą rozciągłość od
jałowych pustyń po tętniących wilgotną zielenią dorzeczy. Genialny kolor,
perfekcyjne oddanie światła i cienia i te clockwork punkowe mechanizmy,
wszystko to przykuwa i urzeka. Fascynuje i zachwyca. I pobudza apetyt na
więcej.
Wszystkie te elementy zagrały w tej
serii, jak w zegarku, sprawiając, że „Azymut” to jeden z najciekawszych
europejskich cykli ostatnich lat, tak pod względem scenariuszowym, jak i
graficznym. Polecam gorąco, szczególnie, że polska edycja została też pięknie
wydana. Rozejrzyjcie się za nią wśród nowości, na pewno przykuje Wasz wzrok.
Komentarze
Prześlij komentarz