X-MEN
SPOTKALI LEONA ZAWODOWCA
Rick Remender chyba nie czuje się
zbyt dobrze w mainstremowych komiksach, bo nawet jeśli tworzy niezłe opowieści
superhero, nigdy nie są do końca udane. Czy do końca udane są jego serie
tworzone choćby dla Image Comics? Nie, ale najczęściej są to historie lepsze od
np. jego „Uncanny Avengers”. A „Deadly Class” to kawał świetnego komiksu, nie
idealnego, mającego swoje minusy, ale posiadającego brudny urok i
dostarczającego naprawdę dobrej rozrywki.
Głównym bohaterem rozgrywającej się
w latach 80. XX wieku „Deadly Class” jest bezdomny nastolatek o imieniu Marcus.
Chłopak do niedawna żył na ulicy, żebrał o datki i bezskutecznie usiłował
znaleźć pracę i poprawić swój los. Wszystko zmieniło się w dniu, kiedy wpakował
się w kłopoty i spotykał dziewczynę, dzięki której trafił do Szkoły Zabójców,
miejsca gdzie potomstwo największych gangsterów i kryminalistów musi zdobywać
wiedzę. W tym miejscu łatwo mógł zginąć. W tym miejscu mogło go spotkać
wszystko, co najgorsze. A jednak to tu się odnalazł. Ma dziewczynę, znajomych,
nauka morderczego zawodu też idzie mu nieźle… Co może pójść nie tak? W takim
świecie? Wszystko, ale tym razem cios nadchodzi z nieoczekiwanej strony…
Gdyby Luc Besson zrobił dzieło o
przygodach X-Men w czasach, kiedy tworzył jeszcze wartościowe, brutalne i
zapadające w pamięć filmy, wyszłoby mu coś takiego, jak „Deadly Class”.
Czytając tę serię nie da się podchodzić do niej bez przymrużenia oka, trudno
też nie postrzegać jej inaczej, jak przez pryzmat fabularnej umowności, ale nie
zmienia to faktu, że mamy tu do czynienia z naprawdę dobrym komiksem. Niczym
oryginalnym, bo całość to patchwork wątków i motywów z najróżniejszych dzieł
popkulturowych z całego świata – filmów, komiksów, mang, literatury – ale
zmiksowanych w tak smakowity efekt finalny, że trudno go nie docenić.
„Deadly Class” to komiks brudny,
brutalny i wulgarny, przeciągający czytelnika przez najgorsze zaułki – tak
świata, jak i ludzkiej psychiki. Krok po kroku wciąga nas przy tym w szalony,
chory świat, gdzie zabijania i zbrodniczego życia człowiek uczy się tak, jak
przeciętny nastolatek poznaje matematykę czy historię. Widać w tym wcale
niezawoalowaną krytykę licealnych czasów i odarte z sentymentu spojrzenie na
okres szkolnego życia, ale jednocześnie zafascynowanie licznymi legendami
popkultury i chęć dobrej zabawy w trakcie tworzenia. I ta dobra zabawa udziela
się czytelnikom.
Wszystko to wieńczy świetna szata
graficzna. Odpowiednio stonowana, uproszczona, ale realistyczna, pełna wpływów
twórczości Franka Millera czy Tima Sale’a, połączonej ze współczesnymi trendami
i uzupełnionej o świetny, oszczędny kolor. W skrócie: dobrze napisana, świetnie
zilustrowana rzecz dla starszych miłośników komiksów. Warto po nią sięgnąć i
przekonać się, co Remender ma do zaoferowania, bo jest to jedno z ciekawszych
dokonań w jego karierze.
Komentarze
Prześlij komentarz