FUTURYSTYCZNY
„WŁADCA MUCH”
Cixin Liu, autor niezapomnianej
trylogii „Wspomnienie o przeszłości Ziemi”, powraca z nową książką. Jego
ostatnie dzieło, „Piorun kulisty”, choć oparte na zgranym motywie i nie tak
przełomowe, jak wcześniejsze dokonania, okazało się naprawdę niezłą rozrywką na
poziomie. W „Erze supernowej” autor też nie sili się na oryginalność, jednak po
raz kolejny pokazuje, że nie przypadkiem zdobył taką sławę i uznanie, a w ręce
czytelników trafia kolejna bardzo dobra lektura, udowadniająca, że współczesne
science fiction nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
Ludzkość to tylko grupka żyjątek na
pyłku kurzu, jakim w kosmicznej skali jest nasza planeta. Wszyscy zawsze o tym
wiedzieli, nikt jednak nie chciał takiego stanu rzeczy zaakceptować. Teraz nie
będą mieli wyboru…
Gdy pewnego dnia nieoczekiwanie w
sąsiedztwie Ziemi dochodzi do wybuchu supernowej, a jej promieniowanie zalewa
świat, zmienia się wszystko. Jego siła jest tak wielka, że przenika nie tylko
ściany budynku, ale i da się je odczuć w głębi ziemi. Gdy sytuacja się
uspokaja, nadchodzi czas zbadania skutków tego incydentu. Dziwnie rosnące
rośliny i kwitnące wbrew prawom natury drzewa i krzewy to jedno, drugim
aspektem całej sytuacji jest wpływ promieniowania na ludzki organizm. Jak się
okazuje niszczy ono chromosomy w ludzkich komórkach. W przypadku dzieci do
trzynastego roku życia organizm jest w stanie zregenerować uszkodzenia,
niestety wszystkich starszych czeka śmierć. Kiedy? Trudno jest to określić,
jednak szacuje się, że została im od dziesięciu do dwunastu miesięcy życia.
Cała planeta zostanie oddana we władanie nastolatków i dzieci. Jak młode
pokolenie ma sobie z tym poradzić? Dorosłym zostaje niespełna rok by przekazać
im całą wiedzę ludzkości, ale zachowanie dzieci nie nastraja nikogo optymistycznie
na przyszłość…
Nie będę ukrywał, że sam pomysł i
motywacja dlaczego tylko dzieci przetrwać mogą zagładę nie do końca mnie
przekonał. Liu starał się wybrnąć z tego, jak mógł, wyszło mu to całkiem
zgrabnie, tym bardziej, że głębiej wniknął w temat, jednak nadal nie jestem w
stu procentach przekonany do tłumaczeń. To jednak nie ważne, bo „Erę
supernowej” czyta się tak doskonale, a sama opowieść (i styl autora, lekki, ale
treściwy, krwisty i zapadający w pamięć) wciąga, jak diabli, że posłużę się
kolokwializmem.
Jednocześnie Liu zmazał niesmak,
jaki pozostał po podobnej literaturze postapo, gdzie jedynymi ocalałymi na
Ziemi są dzieci. Wszystko dlatego, że „Erze supernowej” bliżej do „Władcy much”
niż „Młodego świata”, a sama opowieść skoncentrowana jest na ukazaniu nam
historii realistycznej, przekonującej i prawdopodobnej. Zaludniające ją
postacie to ludzie z krwi i kości, dzieci są równie zafascynowane
możliwościami, jaki się przed nimi otworzyły, co okrutne. Życie staje się dla
nich grą. Świat po zagładzie placem zabaw. Różne postawy, różne charaktery i
różne reakcje, zderzają się tu tak, jak to co dziecinne, z tym, co dorosłe.
Jednocześnie pisarz nie zapomina, że tworzy fantastykę, a zatem i tego, że
czytelnicy oczekują spektakularności – i dokładnie to im zapewnia. Podlanie
całości przygodową nutą, która przecież z perspektywy dziecka jest rzeczą
bardzo istotną, dodaje magii i prawdziwości, a przełamanie tego zderzeniem ze
ścianą prawdziwego życia wywołuje wiele emocji i sentymentów.
I tak oto Liu po raz kolejny udowadnia
nam, że jest nie tylko najlepszych azjatyckim fantastą naszych czasów, ale też
i jednym z najlepszych żyjących autorów science fiction, który zgrane motywy
przekuwa w coś fascynującego. Jego wciągająca, treściwa proza gwarantuje
rozrywkę na naprawdę znakomitym poziomie, a jednocześnie skłania do
zastanowienia się nad nami samymi, kondycją ludzkości i tym, co może nas
spotkać. Efekt finalny jest znakomity i pozostawia po sobie niedosyt, dlatego
polecam gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz