GDY
NAGLE ZMIENIA SIĘ TWÓJ ŚWIAT
„Hiob: Komedia sprawiedliwości” to
czwarta powieść wydana w ramach serii „Wehikuł czasu”. Podobnie, jak pozostałe
tytuły, tak i ten został dobrany według klucza: „znany autor – klasyczne dzieło
– nieoczywisty dobór tytułu” – w końcu „Hioba” trudno uznać za pozycję tak
flagową dla Heinleina, jak np. „Władca marionetek” – i podobnie jak one to
kawał świetnej literatury, nieustępującej w niczym najsłynniejszym tworom
amerykańskiego mistrza. Jednocześnie to kolejna świetna książka, którą z
czystym sercem można polecić nie tylko miłośnikom fantastyki, bo jej jakość,
doskonałe wykonanie i głębia sprawiają, że to po prostu kawał świetnej
literatury dla czytelników lubiących wzruszyć się, pomyśleć i przeżyć coś
niezwykłego.
Co byś zrobił, gdyby nagle zmienił
się twój cały świat? Przed takim problemem staje Alexander, który po utarcie
przytomności przy próbie przejścia po płonących węglach, budzi się w zupełnie
nowej rzeczywistości. Przemieniony w „Pana Grahama”, którego życie „przejmuje”,
zakochany w jego kobiecie Margreth, zmuszony zostaje do odkrycia co się
właściwie dzieje. Przekonany, że przyspieszenie zmian oznacza szybko
nadciągający koniec świata, chce za wszelką cenę oclić duszę swojej ukochanej.
Ale to dopiero początek problemów, które na niego spadają…
Nominacje do nagrody Hugo i Nebula
dla najlepszej powieści oraz nagroda Locusa dla najlepszej książki fantasy –
takim uznaniem może pochwalić się ta inspirowana zarówno biblijną „Księgą
Hioba”, jak i „Jurgen, A Comedy of Justice” Jamesa Brancha Cabella powieść.
Powieść z gatunku religijnej science fiction, poplątanej z urban fantasy, ale
takim dalekim od tego, z czym obecnie kojarzy nam się ten gatunek. Trochę
romantyczna, trochę apokaliptyczna, dojrzała i inteligentna, podlana została
satyrą kojarzącą się z prozą Marka Twaina i licznymi nawiązaniami, zaczynając
od innych utworów Heinleina, na różnych drobiazgach skończywszy. To wszystko to
jednak kwestie drugorzędne, w końcu nagrodę zdobyć można przypadkiem, pod
wpływem mody czy za same nazwisko, a wszystkie te easter egg wcale nie muszą
mieć uzasadnienia czy głębszego znaczenia. Na szczęście w „Hiobie” autor nic
nie pozostawił przypadkowi, tworząc po prostu świetne dzieło.
Jego siła wynika właściwie z trzech
rzeczy: wykonania, umiejętnego dawkowania elementów fantastycznych i
przekonującej warstwy obyczajowej. Ta ostatnia, połączona z nienachalnym romantyzmem (nie mylcie go z romansidłem),
najbardziej do mnie przemówiła. Ale nie zawiodła też tajemnica i klimat, podlane
intrygującą nutą niepewności, które prowadzą nas coraz głębiej w szalone i
niezwykłe wydarzenia. Owszem, w pewnym momencie docieramy do momentu, w którym
zaczyna się, kolokwialnie mówiąc, pomieszanie z poplątaniem. Na szczęście i z
tego mixu motywów pełnymi garściami czerpanych zewsząd wokoło Heinleinowi udało
się wybrnąć naprawdę świetnie. Wszystko dzięki wspomnianemu już wykonaniu, w
zasadzie prostemu, ale treściwemu. Jest w jego stylu coś, co sprawia, że od
książki nie można się oderwać, a opisywane przez niego rzeczy nabierają życia. Podobnie
rzecz ma się z postaciami – może nie są to wybitne psychologicznie kreacje, ale
też i nie płaskie, nijakie twory.
W skrócie: w ręce czytelników
trafia kolejna, absolutnie warta poznania pozycja. Rzecz intrygująca,
nastrojowa i wciągająca. Coś, co warto poznać niezależnie od gatunkowych
preferencji. Dobra, skłaniając do zastanowienia rozrywka gwarantowana.
Dziękuję wydawnictwu Rebis za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz