MINIONKI
NA PAPIERZE
Małe niebieskie skrzaty świat
komiksu zna od dobrych kilkudziesięciu lat. Teraz nadszedł czas – przynajmniej
dla polskiego czytelnika – by poznał małe żółte… choroba właściwie wie co.
Minionki, bo o nich mowa, znane są już doskonale z kinowych ekranów, gdzie
pojawiły się już cztery razy, serii krótkich filmików, gier czy niezliczonych
gadżetów. Teraz nadszedł czas by zagościły także na łamach komiksu. I tak oto w
formie krótkich, jednostronicowych skeczy, podanych właściwie bez jakichkolwiek
dialogów, debiutują albumem „Banana”. Rzeczą całkiem udaną i zabawną, nawet
jeśli nie zawsze spełnioną.
Kim są Minionki? To porozumiewające
się dziwacznym językiem, będącym połączeniem specyfiki mowy z różnych stron
świata żółte stworzonka, które od wieków szukały pana, któremu mogłyby służyć.
Tak trafiły do złego Gru i od tamtej pory mu towarzyszą. Skąd się wzięły? Cóż,
tego już musicie dowiedzieć się z filmów (ale uwaga, w zależności od odsłony
serii, różni się ich pochodzenie… Cóż, zdarza się ;) ), warto jednak nadmienić,
że Minionki pełne są destruktywnych skłonności, a ich zamiłowanie do wikłania
się we wszelkiej maści zagrożenia i kłopoty powoduje często nieoczekiwane
konsekwencje. I właśnie takie nieoczekiwane sytuacje z ich codziennego życia
znajdziecie w niniejszym albumie. Chcecie zobaczyć jak Minionki grają w
koszykówkę? Albo jak rozprzestrzenia się wśród nich moda na irokez? Chcecie
przekonać się, jak naprawiają różne rzeczy i radzą sobie ze sprzątaniem? A może
do czego doprowadzić mogą… szachy? Sięgnijcie zatem po ten album.
Czy warto? Jeśli lubicie Minionki
albo europejskie komiksy humorystyczne to tak. Bo właśnie to je najbardziej
przypomina – nie tylko ze względu na nazwiska autorów brzmiące, jakby
przynajmniej częściowo pochodzili ze Starego Kontynentu. Bardziej kojarzą się z
nimi krótkie, jednostronicowe skecze, zabawne, z solidną dawką satyry, którą
docenią także starsi czytelnicy, mocno utrzymane w klimacie scen z Minionkami z
kinowych hitów. Nie ma się co jednak temu dziwić, obaj artyści pracowali nie
tylko nad niektórymi filmami z serii, ale również m.in. nad piątą częścią „Epoki
lodowcowej”, „Loraxem” czy „Lego: Przygoda 2”.
Z ich komiksowej współpracy zrodził
się naprawdę udany album, który czyta się szybko (w końcu tekstu praktycznie
tutaj nie ma) i z dużą przyjemnością. O wiele większą, niż na pierwszy rzut oka
sądziłem. Bo graficznie całość, choć całkiem udana (niemniej wolałbym bardziej
klasyczne ilustracje), wydawała się przeznaczona stricte dla najmłodszych. Tymczasem
dostałem rzecz niegłupią, mającą w sobie coś ponad tylko rozrywkę, a i od
rozrywkowej strony naprawdę udaną, mimo kilku słabszych epizodów (na szczęście
jest ich mało).
Kto pokochał Minionki w kinie, z
albumu będzie bardzie, niż zadowolony. Ale i nie zawiodą się też wszyscy
miłośnicy komiksów humorystycznych dla całej rodziny. Polecam, bo warto i mam
nadzieję, że kolejny tom ukaże się już niedługo.
Komentarze
Prześlij komentarz