Z
MIŁOŚCI
„Fale”, najnowsza powieść graficzna
od wydawnictwa Marginesy, to historia o miłości. Miłości do ukochanej kobiety,
miłości do pasji swego życia, ale też i miłości do sztuki. Wzruszająca,
wciągająca, urzekająca. Może i podobna do wielu innych albumów opartych na tym
samym schemacie, ale i tak robiąca wrażenie i warta poznania – tak przez
miłośników surfingu, jak i po prostu dobrych, życiowych komiksów.
Rok 1800. Pierwsi Polinezyjczycy
zaczynają surfować, w wodzie znajdując ukojenie. Przybycie ludzi z Zachodu na
chwilę zatrzymuje ich pasję, surfingowi grozi wyginięcie, ale wkrótce wyspiarze
znów zaczynają uciekać do wody – tym razem przed najeźdźcą, który boi się
oceanu.
Rok 2015. Aj Dungo przywozi swoją
ukochaną Kristen nad kalifornijskie wody. Dziewczyna zmagająca się ze
śmiertelną chorobą, miłośniczka surfingu, właśnie w wodzie znajduje część
dawnej radości. Rozmawiają tylko o pływaniu, bawią się, odsuwają problemy,
szukają nadziei. Czy będzie dane ją im znaleźć? I co przyniesie im ten
niezwykły czas?
„Fale” to w równej mierze opowieść
o surfingu, co miłości dwójki ludzi, którzy stawiają czoła tragedii, jaka
wydarzyła się w ich życiu. Bywa smutno, bywa wesoło, cały czas jest ciekawie.
Nieważne czy autor opowiada o początkach pływania na deskach, swoich własnych
przemyśleniach na ten rodzaj aktywnego wypoczynku, chorobie czy miłości dwójki
ludzi, za każdym razem robi to w znakomity, wciągający i trafiający tak do
serca, jak i umysłu sposób. Świetne wykonanie nie jest bez znaczenia dla
odbioru całości, przede wszystkim jednak o sile tej słusznych rozmiarów
powieści graficznej decyduje coś zgoła innego.
A co takiego? Oczywiście miłość.
Miłość do kobiety i surfingu, która sprawiła, że komiks w ogóle powstał. Miłość
do sztuki. I prawdziwa pasja, którą widać od początku do końca. Dzięki temu to,
co wtórne (nie ukrywajmy, w ostatnich latach wiele było albumów o zmaganiu się
ze śmiertelną chorobą, zarówno zagranicznych, jak i polskich), zyskuje powiew
świeżości i, nomen omen, drugie życie. Dla Dungo tworzenie „Fali” musiało być
ciężkim przeżyciem, jakże trudną wyprawą w osobiste rejony, ale dzięki temu
mają one wielką siłę wymowy. I kto wie, może praca nad całością stała się dla
autora swoistą autoterapią? Miejmy nadzieję.
Wracając jednak do wspomnianej
jakości „Fal” to naprawdę znakomicie wykonany album. Rzecz, którą świetnie się
czyta i świetnie ogląda. Szata graficzna, choć też utrzymana w typowej dla
podobnych utworów stylistyce, wpada w oko. Oszczędne barwy, ograniczone
właściwie do jednokolorowych plansz, znakomicie uchwycone plenery, ciekawy
klimat, czysta kreska… Może proporcje ciał czasem tu szwankują (szczególnie
głowy), ale nie jest to absolutnie nic, co by przeszkadzało. Zatem jeśli
szukacie dobrego, życiowego komiksu, który na pewno nie pozostawi Was obojętnymi,
sięgnijcie po „Fale”. Nawet jeśli nie lubicie surfingu, nie pożałujecie.
Komentarze
Prześlij komentarz