KREW
SIĘ LEJE
Z każdym tomem „Plunderer” staje
się coraz lepszy. Całość zaczęła się jako lekki, komediowy shounen ze sporą
dawką majteczkowych scen i szczyptą tajemnicy. W drugim tomie przybyło akcji,
fabuła się zagęściła, a klimat stał się
mroczniejszy. Tom trzeci zaś to już konkretna dawka szybkiego tempa, zwrotów
akcji, sekretów, tajemnic i lejącej się krwi. A wszystko to znakomicie wykonane
i podane w taki sposób, że od tomiku nie można się oderwać.
Na świecie zaczęło źle się dziać. W
pewnym mieście pojawił się „Diabeł z otchłani”, tajemnicza, niezniszczalna
bestia, która z ziemią zrównała całą okolicę. Teraz demon dociera w pobliże
miejsca, w którym znajdują się Rihito i Jail. Tylko czym jest ten dziwaczny
napastnik, który nie dość, że potrafi latać – a wszelkich latających machin
zabroniono po ostatniej wojnie – to jeszcze przybywa z miejsca, które według
wierzeń wszystkich jest sam śmiercią? Co w takim razie kryje się w otchłani?
Wszystkie pytania schodzą na dalszy
plan, kiedy wróg zaczyna zagrażać wszystkim. Jego cel jest jeden, wymordować
wszystkich w mieście. Rihito skazany zostaje na samotną walkę, bo przeciwnika
wspiera al-thing, za tknięcie którego każdemu grozi kara śmierci. Sam jednak
nie jest w stanie przebić się przez czarne ręce, a to przecież zaledwie
początek… Co zrobi, kiedy odkryje kto znajduje się w środku „Diabła z
otchłani”? Czy uda mu się zapobiec masakrze? I co takiego kryje się za całą tą
przerażającą sytuacją?
Na początku recenzji wspominałem o
tajemnicach i sekretach, które w tej mandze z tomu na tom zaczynaj rozwijać się
i coraz bardziej intrygować. Ale jednocześnie trzeba dodać, że od tej części
serii pojawiają się także odpowiedzi. Kim jest główny bohater serii? O co
chodzi z tytułowym Plundererm? O mechanice samego świata też dowiadujemy się
coraz więcej, a to, co odkrywamy tylko podsyca naszą ciekawość. I to jak
bardzo! Co się jednak dziwić, autor tej serii, jak twórcy wszystkich
najlepszych shounenów, skupił się na powieleniu wszystkich najlepszych
elementów gatunkowych, po czym podlał je odrobiną świeżości w postaci ciekawie
skonstruowanego świata.
Oczywiście to by nie wystarczyło,
gdyby nie trzy podstawowe rzeczy. Pierwszą w nich są tajemnice, które
sprawiają, że czytelnik pochłania tomik na raz, drugą rewelacyjna dynamika
całej opowieść. Na koniec zostaje jeszcze doskonałe wykonanie, tak pod względem
fabularnym (ach ten humor i wyraziste postacie – okej, w tym tomie humor
praktycznie znika, ale walki rekompensują ten drobny niedostatek), jak i
graficznym. Ilustracje to prawdziwa perełka, bo i pełne prostoty, i uroku – i
wreszcie także realizmu. Czyta się to świetnie, ogląda z wielką przyjemnością i
tylko szkoda, że na kolejne tomy trzeba czekać…
Ale jest na co. Jeśli więc lubicie
shouneny, a nie znacie „Plunderera”, sięgnijcie, bo po prostu warto. I to
jeszcze jak.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz