WOJNA
I MIŁOŚĆ
Chciałem napisać, że „Card Captor
Sakura” to jedna z tych mang, które najbardziej spodobały mi się w czasach,
kiedy wydawane były w „MangaMixie”, ale tam praktycznie wszystkie tytuły
utrzymane były na wysokim poziomie i przy każdym bawiłem się znakomicie. Faktem
pozostaje jednak, że „CCS” zostało przerwane w takim momencie, iż żałowałem, że
ciąg dalszy nigdy się nie ukazał. Teraz w końcu mogę przeczytać całość i jedno
muszę powiedzieć: mimo pewnych zgrzytów, z tomu na tom historia robi się coraz
ciekawsza i trudno jest się od niej oderwać.
Uczennica czwartej klasy szkoły
podstawowej Sakura Kinamoto nie jest zwykłą dziewczyną. Wyznaczona do
odnalezienia wszystkich magicznych kart Clowa, na co dzień zmaga się z
niezwykłymi bytami i stara ratować świat. Ale i w jej życiu osobistym nie
brakuje problemów, z którymi musi sobie poradzić. Zakochana w koledze brata,
robi wszystko, by być jak najbliżej niego, ale i o tę miłość musi walczyć – i
to z własnym kolegą z klasy. Na dodatek chłopak ów, Li, jest krewnym Clowa i
także poluje na karty, a jakby tego było mało, Sakurę kocha koleżanka.
Te wszystkie zawirowania to jednak
jedynie początek tego, z czym dziewczynka musi się zmierzyć. Na horyzoncie
pojawia się tajemnicza, obserwująca ją postać, a także… druga Sakura. Jej kopia
wdziana jest w różnych miejscach, a na dodatek nieźle rozrabia. Keruś, by pomóc
jej w tej sprawie, postanawia nauczyć ją wróżyć z kart Clowa. Co dzięki nim
odkryje dziewczynka? I co jeszcze na nią czeka?
„Card Captor Sakura” to manga
bardzo prosta i bardzo urocza – i w tym właśnie tkwi jej siła. Panie z Clampa,
odchodząc od swojej zwyczajowej stylistyki pełnej mroku i detali, serwują nam
opowieść dla młodych czytelników, utrzymaną na dodatek w modnej w czasach
powstania serii (choć ostatnio za sprawą gry „Pokemon Go” temat znów wrócił do
łask) stylistyce polowania na wszelkiego typu znajdźki, tak rozsławionej przez
„Pokemona”. W skrócie rzecz ujmując, czytelnicy rozpoczynający swoją przygodę z
mangą będą bardzo zadowoleni. Ale pozostaje pytanie co z pozostałymi
odbiorcami?
Żeby dać się porwać tej serii,
trzeba lubić urok i słodycz, to nie ulega wątpliwości. W czytelnikach z mojego
pokolenia na dodatek, pokolenia, które wyrosło na pierwszym mangowym boomie w
naszym kraju, „Sakura” obudzi niejeden sentyment. Ale jednocześnie w tej
wspomnianej już prostocie tkwi całkiem spora siła. Bo mangę czyta się szybko,
ale naprawdę z przyjemnością, a postacie z miejsca kupują naszą sympatię.
Tak samo zresztą, jak szata
graficzna. Ta jest niemal zupełnie pozbawiona czerni, ale nie brak tu zarazem
tej typowej dla prac Clampa symboliki. Dużo zwiewności i delikatności, świetny
dynamizm i oszczędność potwierdzająca klasę autorek tworzą coś naprawdę
znakomitego. Nie jest to może wielka seria, ot czysta rozrywka, która nie
wymaga wiele od czytelnika, ale i tak warta jest uwagi i godna polecenia
wszystkim tym, którzy chcą się rozerwać w lekki, uroczy i bardzo przyjemny
sposób.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz