Upiorne opowieści po zmroku - Alvin Schwartz

DOBRANOCKI DLA NIEGRZECZNYCH „DZIECI”


Przyznam szczerze, że nie tego się spodziewałem. Zbiór klasycznych upiornych opowieści przywodził mi na myśl jakąś antologię z rozbudowanymi tekstami. Nie ważne, jednego czy większej liczby autorów. Tymczasem to, co dostałem w tym przypadku, okazało się być… Właśnie, kojarzycie takie książeczki dla dzieci z króciutkimi dobranockami do przeczytania w pięć minut przed snem? To właśnie taki odpowiednik tamtych dzieł. Ba, ma nawet całkiem bogatą galerię ilustracji. Okej, okej, czy to znaczy, że mamy do czynienia z porażką literacka? Nic bardziej mylnego. Owszem, nie jest to dzieło wybitne i niejeden czytelnik może czuć się zawiedziony, ale taka forma ma swoją motywację i przede wszystkim całkiem nieźle się sprawdza.


Co ma wspólnego sen o karawanie z windą? Dlaczego nie wolno stawać po zmroku na grobie? Co na drzwiach samochodu robi hak? Co wspólnego ma strych z krzyczącym człowiekiem? I co czeka na myśliwego w Kanadzie? A to oczywiście tylko fragment tego, co czeka tu na Was!


A zatem zaczynajmy od tego, dlaczego książka ta wygląda tak, a nie inaczej. Bo to nie powieść, nie zbiór opowiadań, a antologia legend miejskich i opowieści czerpanych z folkloru – oczywiście opowieści mających nas straszyć. Z tym, że akurat w tym wypadku nie my mamy być przerażeni, a słuchacze, którym będziemy je czytać / opowiadać. Dlatego każda z nich jest krótka, w sam raz do zapamiętania czy łatwego uchwyceni ogółu, by w prosty sposób można było potem powtórzyć całość. Kto wie czy taka własna interpretacja nie okaże się lepsza, niż oryginał? Wystarczy dobra atmosfera, nuta wyczucia i efekt gotowy.


Zresztą gdyby tego wyczucia Wam zabrakło, autor radzi jak macie czytać całość, jakim głosem i tempem, by zrobić jak największe wrażenie. Warto więc zasiąść w większym gronie, najlepiej przed ogniskiem, już po zmroku i zacząć opowiadać. Gdyby miało to miejsce gdzieś na odludziu, gdzie w roślinach szeleści wiatr, a dookoła nie ma żywej duszy, gdzie każdy szmer w trawie może oznaczać zagrożenie, a każdy cień zdaje się być czymś przerażającym. Wtedy podobne opowieści zrobią wrażenie, jakich mało, a jednocześnie nieraz wybuchniecie śmiechem. W końcu przerażenie i śmiech nie leżą od siebie zbyt daleko.


Ale i do samotnego czytania, do poduszki, że tak się wyrażę, niniejsza antologia nadaje się całkiem dobrze. Znajdziecie tu opowiadanka, zupełnie jakby autor szeptał je Wam do ucha, wierszyki, wyliczanki. To mieszanka legend miejskich nowych i starych. Ludzie zawsze lubili się bać, lęk w końcu pomaga człowiekowi nie podejmować zbędnego ryzyka. Tu mamy strachy naszych przodków uchwycone w zgrabnej, skrótowej formie. Rewelacyjnie przy tym zilustrowane, wciągają i dostarczają dobrej zabawy z dreszczykiem. Nie jest to wielka pozycja, ale ma swój oldschoolowy urok, który mnie kupił, dlatego polecam. Obawiam się, co prawda, co wyjdzie z filmu nią inspirowanego, ale jeśli po lekturze będzie Wam mało, obejrzyjcie „Ulice strachu”, całkiem udaną produkcję opartą na legendach miejskich właśnie, która doskonale nada się jako suplement mocnych wrażeń.


Dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.






Komentarze

Prześlij komentarz