Korona z czarodrzewu - Tad Williams

WRÓG PRZEBUDZONY


Tad Williams wraca z nową serią. Choć powiedzieć, że „Korona czarodrzewu” jest czymś nowym byłoby kłamstwem: owszem, rzecz śmiało można czytać bez znajomości jakichkolwiek innych prac autora, jednak należy pamiętać, że to jednocześnie swoista kontynuacja jego wcześniejszego cyklu „Pamięć, Smutek i Cierń”. Nieważne jednak czy jesteście długoletnimi fanami pisarza, czy też chcielibyście od tej książki zacząć swoją przygodę z nim, jeśli lubicie epickie fantasy, nie pożałujecie lektury.


Akcja powieści toczy się trzydzieści lat po wydarzeniach „Wieży Zielonego Anioła”. Osten Ard wciąż rządzą król Simon i królowa Miriamele, ale pojawiają się problemy, które mogą zmienić wszystko. Oczywiście na gorsze. Ze snu bowiem przebudza się właśnie Utuk’ku, sojuszniczka Króla Burz, z którym władcy Osten Ard stoczyli przed laty najgorszą z wojen. Teraz wróg jednak może zgotować im coś jeszcze gorszego. Nie dość, że lud Utuk’ku jest równie rządny zemsty na ludziach, co ona sama, to jeszcze Utuk’ku chce odnaleźć koronę z czarodrzewu, która przechyli szalę zwycięstwa na jej korzyść. A tymczasem w Osten Ard zaczyna źle się dziać…


Ponieważ nie czytałem „Pamięci, Smutku i Ciernia”, trudno mi będzie wypowiedzieć się odnośnie wszelkich powiązań i odwołań zawartych w tej powieści do tamtej trylogii. Mogę jednak powiedzieć jedno: wszystko, co w jakiś sposób dotykało tematu przeszłości, zostało tu wyjaśnione w sposób prosty i zrozumiały dla każdego tak, by nie musiał zapoznawać się z zaczętą w 1988 roku serią. Ale i bez tego powieść nie wymagałaby szczególnie wielkiego rozumienia przeszłych wydarzeń: wystarczyłoby tyle samo faktów, ile podaje blurb, byśmy poczuli się jak w domu. Może nie swoim własnym, ale na tyle mu bliskim, by określić go tym mianem.


Zostawmy jednak ten temat i zajmijmy się samą „Koroną”. Jaka jest więc to książka? Epicka, to widać od razu – rozmiar niemal 900 stron wcale nie największą czcionką mówi już sam za siebie. Epicki jest też jej rozmach, opisy i skala wydarzeń, choć jednocześnie na razie mamy tu coś w rodzaju wprowadzenia do prawdziwego rozliczenia. Ale jednocześnie jest to powieść lekka i przyjemna w lekturze. Nieskomplikowane, ale wyraziście nakreślone postacie, podobnie przedstawiony świat, lekki styl, odpowiednia doza niezwykłości, niezły klimat… Owszem, nie jest to żadne wybitne dzieło, niemniej i tak wypada naprawdę sympatycznie.


I przy okazji warto docenić samo wydanie. Jeśli czytaliście np. „Pożeracza słońc”, wiecie czego się tu spodziewać. Cieńszy, ale dobry papier sprawia, że tom nie jest tak gruby, jak można by sądzić po ilości stron, dzięki czemu pozwala zaoszczędzić nieco miejsca na półce. Dla samej lektury nie ma to znaczenia, ale warto ten fakt nadmienić. I warto też poznać całość, nawet jeśli to tylko niezobowiązująca rozrywka fantasy.


Dziękuję wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze

Prześlij komentarz