POWRÓT
DO KRAINY MARZEŃ
Ledwie pierwsza seria „Magic Knight
Rayearth” dobiegła końca, a już możemy cieszyć się ciągiem dalszym opowieści o
wojowniczych dziewczynach. Dla tych, którym mało było ich przygód jest to
zdecydowanie dobra wiadomość. Tym bardziej, że całość jest równie dobra, co
poprzednie tomiki, zachowując wszystko to, co było w nich najlepsze i dodając
odrobinę nowych elementów, które mi osobiście bardzo przypadły do gustu.
Hikru, Umi i Fuu to trzy zwykłe
nastolatki, które podczas szkolnej wycieczki do Tokyo Tower znalazły się w
niezwykłej sytuacji. Przeniesione do magicznego świata, miały stać się
potężnymi wojowniczkami, dosiąść niezwykłych maszyn i ocalić wszystko. I tak
się stało, choć po ostatecznej konfrontacji niewiele się zmieniło, a one nadal
czują, że mogły zrobić coś więcej…
Po wszystkim, co przeżyły,
dziewczyny wracają do normalnego życia, ale nie do końca potrafią się w nim
odnaleźć. I wcale nie chodzi o to, że moce, którymi władały w Cephiro tu już
nie działają. Dojrzalsze, niż ktokolwiek podejrzewałby po ich wieku, czujące
tęsknotę i nie potrafiące już grać nawet w gry, bo inaczej patrzą na wszelkiej
maści walki, nastolatki spotykają się w Tokyo Tower by wspominać. Wszystko
jednak zmienia się, gdy wypowiedziane przez Hikaru życzenie, by mogły wrócić i
pomóc światu spełnia się. Znów pojawia się światło i dziewczyny trafiają do
Cephiro, z tym że nie jest to już to miejsce, które tak dobrze znały. Drugi
świat wita ich mroczny i odmieniony. Co je tu czeka? Jaką misję będą musiały
wypełnić tym razem? I co wydarzyło się tu podczas ich nieobecności?
Jeżeli nie czytaliście poprzednich
tomików tej serii, chyba nie ma większego sensu zaczynać swojej przygody z
serią od tej części. Owszem, autorki postarały się, żeby całość była w miarę
atrakcyjna dla nowych odbiorców, wciąż jednak jest to rzecz głównie dla
zaznajomionych z tematem. Tylko wtedy da się naprawdę docenić pewne nowe
elementy, o których wspominałem na początku, a mianowicie pokazanie nieco życia
i bliskich bohaterek. I tę nostalgiczną atmosferę pierwszych kilkudziesięciu
stron, która potrafi urzec i wywołać nieco emocji.
Cała reszta natomiast, to ta sama
doskonale znana wszystkim opowieść, co wcześniej. Taka „Czarodziejka z
Księżyca”, wrzucona do świata, gdzie „Alicja w krainie czarów” spotkała
„Opowieści z Narnii” i zmuszona została przywdziać zbroję mecha. Jest tu akcja,
są walki i niebezpieczeństwa, przyjaźń, klimat, przygody, niezwykłości,
wreszcie także urok i szczypta humoru, które dodają lekkości i sprawiają, że
całość dosłownie połyka się na raz. I nie ważne, czy macie kilkanaście lat i
dopiero odkrywacie tę opowieść, czy z sentymentem powracacie do niej,
pamiętając anime emitowane na niezapomnianym RTL7 – każdy z „MKR” będzie bawił
się znakomicie.
Jeśli więc lubicie komiksową
fantastykę, powinniście koniecznie poznać tą serię. To bardzo sympatyczna i
wciągająca i świetnie narysowana manga. Warto po nią sięgnąć i dać się porwać
do niezwykłej krainy.
Dziękuje wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz