PRZESZŁOŚĆ
UJAWNIONA
Nieco ponad rok temu Egmont zaczął
wydawać serię „Ex Machina”. Teraz, kilkanaście miesięcy później w ręce
czytelników trafia ostatni zbiorczy tom i cóż więcej można o nim powiedzieć,
jak nie to, że znakomicie wieńczy ten świetny cykl? Chyba jedynie to, że
stanowi kolejny dowód na to, że warto było zacząć przygodę tym tytułem – tytułem, który odświeża
skostniały gatunek superhero, serwując udane political fiction dla dojrzałych,
inteligentnych odbiorców.
Poznajcie Mitchella Hundreda,
człowieka, który będąc dzieckiem marzył o karierze twórcy komiksów DC, a potem,
w wyniku wypadku, został superbohaterem. Pierwszym i jedynym na naszej
planecie. Porzucił jednak to zajęcie na rzecz politycznej działalności, został
burmistrzem Nowego Jorku – i to w jakże trudnych i wymagających czasach – a
także nie brak mu większych ambicji, nawet do zajęcia prezydenckiego fotela.
Jednak przeszłość, którą Hundred myślał, że zdołał pogrzebać, nie śpi i atakuje
ze zdwojoną mocą. Nie dość, że na jaw wychodzi zaskakująca prawda o jego
mocach, to jeszcze nasz polityk dowiaduje się o roli, jaką mu przeznaczono w
nadchodzących wydarzeniach…
„Ex Machina" nie jest opowieścią
zbudowaną na żadnym odkrywczym pomyśle. Wręcz przeciwnie, mamy tu zwykłego
człowieka, który w wyniku wypadku nabywa niezwykłych mocy (wydawnictwo Marvel
od 1961 roku na tym właśnie schemacie buduje całe swoje uniwersum), mamy
prześladowanie z tego powodu (kto czyta np. X-Menów, poczuje się tu, jak w domu),
politykę wmieszaną do superhero (Alan Moore w swoich dziełach opanował tę
tematykę do perfekcji) itd., itd. Nawet sama idea, że nasz bohater jest
pierwszym i jedynym ziemskim herosem też nie jest niczym świeżym. Co prawda
obecnie, kiedy komiksowe światy zaludniają nieprzebrane rzesze obdarzonych
niezwykłymi zdolnościami wojowników i wojowniczek, nietrudno postrzegać herosów
jako bohatera zbiorowego (tym bardziej, że nie brak tytułów czy nawet filmów
poświęconych drużynom superludzi), DC od początku swego istnienia skupiało się
na swoich bohaterach, jakby każdy z ich był tym jedynym, nawet jeśli
egzystowali w jednym świecie.
Co zatem sprawia, że „Ex Machina”
jest tak dobra, że zgarnęła nawet nagrodę Eisnera? Przede wszystkim znakomite
wykonanie, realizm, świetny klimat i wyczucie komiksowej materii. Ta opowieść
jest przekonująca, życiowa, a jednak to też klasyczne superhero, które spodoba
się miłośnikom gatunku. Jej prawdziwość, połączona z naprawdę konkretną akcją,
daje nam coś co wciąga i satysfakcjonuje. Wszystko to wieńczy dobrze pasująca
do całości szata graficzna. Kreska jest czysta, wykonanie realistyczne, a
postacie zdają się być inspirowane hollywoodzkimi gwiazdami. Owszem, to głównie
rzemieślnicza robota a nie artyzm, ale bardzo udana.
Wszystko to składa się na świetną
opowieść dla dojrzałych czytelników. Przemyślaną, inteligentną i pięknie wydaną
(nawet jeśli okładka tego tomu odstaje od poprzednich kolorystycznie i
stylistycznie). Polecam gorąco.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz