KONIEC
AKAME
Wielki finał „Akame ga Kill!”
właśnie nadszedł. Początek swojej przygody z tą serią pamiętam, jakby to było wczoraj.
Zaczęło się z niepewnością, bo całość brzmiała jak kolejny typowy shounen.
Potem okazało się, że to naprawdę dobra seria jest, momentami wręcz bliska
rewelacji. A teraz wszystko dobiega końca i to w najgrubszym z dotychczas
wydanych, porywającym tomie, który akcją wypakowany jest od pierwszej, do
ostatniej strony. I aż żal, że to już koniec, bo zabawa z tą serią była po
prostu znakomita.
Ostateczna broń Imperium. Wielka
rzeź. Ostatecznie starcie.
Gdy z powodu Shikoutazera giną bez
wyjątku wrogowie, jak i poplecznicy Imperium, Tatsumi będzie musiał uporać się
z zagrożeniem. Problem w tym, że na jego drodze staje nie kto inny, tylko
Esdeath. Na członków Night Raid czeka wielka walka z wrogiem, od wyniku której
będzie zależało być albo nie być obecnej władzy, a co za tym idzie także
ciemiężonych przez nią ludzi. Kto zwycięży? Jaką cenę zapłacą nasi bohaterowie
za to starcie? I czym się ono ostatecznie zakończy?
Piętnasta i ostatnia część „Akame
ga Kill!” to finał wielki pod każdym względem. Spójrzcie już na sam komiks –
ponad trzystustronicowy tom, bo już nie tomik przecież (przy tej objętości cena
poszła nieco w górę, ale warto jest zapłacić te kilka złotówek więcej), akcja,
która atakuje nasze zmysły od pierwszej do niemal ostatniej strony (swoiste
odprężenie następuje dopiero w ścisłym finale), świetne tempo, dobrze
poprowadzone wydarzenia, porywające walki, klimat… Długo by wymieniać. Po przeczytaniu
ostatniej strony trudno nie westchnąć, że to koniec. W tej części bowiem twórcy
tak mocno docisnęli pedał gazu, że po wszystkim czytelnik jest zmęczony, ale
jakże usatysfakcjonowany i tylko pozostają mu żal, że to już koniec i niedosyt,
bo tak dobre było to wszystko.
Co więcej można powiedzieć o tej
części? Chyba tylko to, że samo zakończenie różni się od tego, co można było
oglądać w anime, jeśli mieliście taką okazję (mi z serialu najbardziej
pozostały w pamięci przejmujące krzyki seiyū – torturowano ich tam, czy jak, że
wypadli tak przekonująco?). W mandze śmierć ponoszą nieco inne postacie, a to
przecież nie jedyna odmiana. Jakkolwiek jednak nie patrzeć by na tę opowieść –
czy to przez pryzmat animacji, czy też bez porównywania obu – piętnasty tom
„Akame ga Kill!” jest świetny i tylko to się liczy.
Ale przecież świetne są niemal
wszystkie shouneny, a „Zabójcza Akame” to typowy shounen w sam raz dla
miłośników gatunku, bitewniaków i dark fantasy. A w szczególności nastoletnich
chłopców, bo w końcu, obok walk i szybkiej akcji, nie brak tu także pięknych
bohaterek i odrobiny delikatnej nagości. Humor? Lekkość? Tak jak poprzednio,
tak i teraz, nie ma na nie za bardzo miejsca (zniknęły nawet gościnne występy w
innych mangach znane z shortów spod obwoluty), ale i są one w tym momencie
zbędne. Zostaje świetnie narysowana, porywająca opowieść akcji, gdzie na nudę i
spokój właściwie nie ma miejsca. Klimatyczna, świetnie narysowana, znakomicie
wydana… Polecam gorąco, bo ta opowieść jest tego warta.
Komentarze
Prześlij komentarz