Huck: Prawdziwy Amerykanin - Mark Millar, Rafael Albuquerque

TYLKO UPOŚLEDZONY MOŻE BYĆ BOHATEREM


Mark Millar, scenarzysta słynący z tworzenia na wskroś brudnych bohaterów o najgorszych możliwych cechach, zmienia front! Wreszcie jego autorski heros jest stricte dobry! Zaraz czy to na pewno komiks tego pisarza? Tak. To gdzie jest myk? Właśnie…


Poznajcie Hucka, upośledzonego wielkoluda, którego celem życia jest pomaganie innym. Od ratowania ludzi z wszelkiej maści katastrof po zadania dnia codziennego, jak koszenie trawników. Gdy tylko może komuś sprawić radość – sprawia ją. W niewielkim miasteczku znają go wszyscy i wszyscy kryją jego sekret. Jednak czy długo można utrzymać w tajemnicy supermoce?


Na początku muszę sprostować jedną rzecz: chociaż Millar słynie z opowieściach o złych czy upadłych bohaterach, „Huck” nie jest pierwszym dziełem odchodzącym od tego schematu. Wystarczy wspomnieć zapomniane już nieco „Trouble”. Tu jednak dostajemy pierwszego dobrego autorskiego superbohtera. Reszta jednak pozostaje taka sama. Bo wbrew pozorom każdy komiks Millara traktuje o czynieniu dobra: nieważne, jak źli są jego bohaterowie, jakiego nieludzkiego okrucieństwa się dopuszczają i do czego są zdolni. Bo dobro, mimo wszystko, gdzieś tam jest. Dlatego jego zmiana frontu jest w tym wypadku rzeczą nie tylko względną, ale i pozorną. Tym bardziej, że teza, jaką można odczytać ze stron „Hucka” pozostaje niemniej kontrowersyjna od typowych millarowskich pomysłów.


A jak jest to teza? Wszystko ogranicza się tu w zasadzie do pytań: czy tylko upośledzony może być bohaterem? czy jedynie człowiek nie do końca rozwinięty psychicznie, społecznie niedostosowany Forrest Gump potrafi czynić bezinteresowne dobro? I czy (pop) kultura aż tak zniszczyła nas, jako ogół, by jedyną ostają wartości byli, ci którzy w naszym mniemaniu zepchnięci są na margines? Jak Millar na nie odpowiada i czy robi to, czy może jedynie skłania czytelników do myślenia, to już musicie odkryć sami. A warto, bo album ten, jak i niemal wszystkie jego komiksy robi duże wrażenie.


Owszem, samo założenie całej opowieści nie jest szczególnie odkrywcze. Czytając „Supermana na wszystkie pory roku” – choć duet Loeb/Sale nigdzie nie powiedział tego wprost – odnosiłem wrażenie, że Superman jest upośledzony właśnie. Dziecko w ciele olbrzyma, władające boską mocą i wręcz nerwicowym przywiązaniem do wpojonych reguł. Huck jest taki sam. Co więcej, nawet graficznie pod każdym względem przypomina Supermana w wykonaniu Sale’a. Zresztą rysunkowo ten zeszyt stoi na znakomitym poziomie, zadziwiającym jak na Albuquerque’a, którego prosta kreska uzupełniona o świetny kolor wpada w oko.


Ergo? Absolutnie warto. Millar po raz kolejny pokazał co potrafi i zrobił to w rewelacyjnym stylu. Drugi „Kick Ass” co prawda to to nie jest, ale i tak warto.

Komentarze