Made in Abyss #6 - Akihito Tsukushi

OŁTARZ OSTATECZNEJ GRANICY


Szalona opowieść o podróży do wnętrza Ziemi trwa. Bohaterowie są coraz bliżej osiągnięcia celu, odwrotu już nie ma, a zabawa ani na moment nie traci nic ze swej siły. Opowieść wciąga, tajemnice intrygują, klimat urzeka… I nawet jeśli zdarzają się tu jakieś minusy – a przecież żadne dzieło nie jęt od nich wolne – cała reszta, łącznie z niesamowitym ładunkiem emocjonalnym, rekompensuje dosłownie wszystko.


Wędrówka bohaterów trwa. Po walce z Bondrewdem, Riko, Reg i Nanachi kontynuują swoją wyprawę przez Piątą Warstwę Otchłani. W końcu docierają do jej najniższego obszaru – Ołtarza Ostatecznej Granicy. Przed nimi rozciąga się teraz dziwna błona. Co znajdą po jej przekroczeniu? I co czeka na nich w Szóstej Warstwie? Teraz nie ma już odwrotu, musza iść dalej, świadomi że ostatecznie spotka ich śmierć albo coś o wiele gorszego. Ale jednocześnie dochodzi do nieoczekiwanego spotkania. Co jednak z niego wyniknie?


Gdyby Juliusz Verne nie był pisarzem tylko mangaką, pewnie jego komiksy wyglądałyby właśnie tak, jak „Made in Abyss”. Oczywiście musiałby też przekroczyć pewne granice, których w swojej twórczości nie przekraczał (jak choćby erotyczna strona życia), ale jednak widać tu pewne elementy inspirowane jego prozą. Oczywiście twórca niniejszej serii, Akihito Tsukushi, nie ograniczył się jedynie do skrojenia fabuły w stylu ojca „20000 mil podmorskiej żeglugi”. Pełnymi garściami czerpie z science fiction, tak klasyki, jak współczesnych dzieł, a i mnóstwo tu też z opartego na wielkim queście w klimacie „Władcy pierścieni” fantasy. A wszystko to podane zostało naprawdę znakomicie, w sposób wciągający i dostarczający świetnej, momentami wprost rewelacyjnej rozrywki.


Rozrywki lekkiej, nieskomplikowanej, ale jakże sympatycznej i z naprawdę dobrym pomysłem na fabułę. Intrygująca tajemnica łączy się tu z humorem, dramatyczne wydarzenia sąsiadują z uroczymi, słodkimi wręcz scenami, a dziecięca niewinność z nutą mniej lub bardziej łagodnej erotyki. Wszystko to czyta się świetnie i choć zdarzają  się tu elementy, które można było sobie darować (mówię o nieuzasadnionej nagości w wykonaniu młodych bohaterów), całość bawi czytelników i nie zawodzi na żadnym polu.


Także jeśli chodzi o znakomitą szatę graficzna. Z jednej strony rzecz jest typowo mangowa, utrzymana na dodatek w stylistyce chibi, z drugiej mamy tu mnóstwo oryginalności – w  końcu „Abyss” zaprezentowane zostało w stylu szkiców ołówkiem. Do tego dochodzi też bogate cieniowanie w odcieniach szarości – nie rastry, a cieniowanie właśnie. Czy może bardziej kolorowanie szarościami. A wszystko to znakomicie współgra z fabułą i dostarcza niezapomnianych przeżyć. Dlatego miłośnikom dobrej fantastyki polecam gorąco, tym bardziej, że całość potrafi poruszyć i skłonić do zastanowienia.


Tytuł dostępny tutaj:






Komentarze