MAFALDA
ZEBRANA
„Fistaszki: Zebrane” to nie tylko
jedna z nielicznych komiksowych publikacji od Naszej Księgarni, ale także jedna
z najciekawszych najlepszych i najważniejszych w całej ofercie wydawnictwa. Nic
zatem dziwnego, że wydawca postanowił zaserwować czytelnikom zbiorcze wydania
kolejnej serii pasków komiksowych. Wybór padł na „Mafaldę”, klasyczne dzieło
argentyńskiego twórcy, twór może nie tak udany, jak „Fistaszki”, ale nadal wart
poznania.
Mafalda ma sześć lat i dużo myśli.
Myśli nad sprawami dziecięcymi, myśli nad złożonymi, dojrzałymi kwestiami.
Obserwuje i komentuje świat, dużo pyta… i nie lubi zupy. Gotowi poznać jej
codzienność i spędzić z nią trochę czasu?
Argentyński komiks nie jest czymś,
co przebiło się do świadomości masowej ani tym bardziej popkultury. Przeciętny
czytelnik nie wymieni właściwie żadnego tytułu z tego kraju, a co bardziej
obeznani z kwestią wspomną co najwyżej „If…” czy „Dago”, a i to bez większego przekonania.
Na szczęście jest jeszcze „Mafalda”, publikowane w latach 1964-1973 paski
komiksowe, które podbiły kilka kontynentów. Nic w tym dziwnego, bo to kawał
dobrej satyry, która mimo upływu lat nie straciła nic ze swej siły wyrazu.
Mafalda, jako postać, powstała w
roku 1962 na potrzeby niezrealizowanej kampanii reklamowej. Wydawca i
przyjaciel jej autora skłonił go jednak by nie marnował bohaterki i rozwinął
cały pomysł. Tak narodziła się seria jej przygód, która zyskała wielką
popularność (doczekała się nawet dwóch serii animowanych krótkometrażówek i
filmu animowanego, a także nazwania tym imieniem placu w Buenos Aires), a która
teraz w pełnej wersji ukazuje się w końcu na polskim rynku. I dobrze się stało,
bo choć to nie są drugie „Fistaszki”, warto poznać jej przygody.
„Mafalda” to typowy komiks
satyryczny, dość poważny i nie tak śmieszący, jak większość podobnych serii,
ale równie trafny. Specyfika klimatu całości sprawia, że rzecz okazuje się
nadzwyczaj aktualna w obecnych czasach. Abstrahując jednak od zawartej w
całości głębi, paskami z przygodami naszej małej bohaterki można cieszyć się
też jako po prostu zabawną rozrywką dla dużych i małych. Do tego dochodzi udana
szata graficzna – coś na skrzyżowaniu „Fistaszków” z „Kotem Krejzolem”, gdzie cartoonowa
postacie egzystują w dość realistycznym, czasem wręcz brudnym (głównie pod
względem kreski) świecie.
W skrócie: miłośnicy dobrych,
mądrych komiksów znów mają na co wydać pieniądze. Ale nie będą to pieniądze
stracone, bo to świetny, ambitny i doskonale wydany (identycznie jak
„Fistaszki”, czyli mamy do czynienia z 350-stronicowym tomem w twardej oprawie)
album. Polecam gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz