PANI
OD PLASTYKI
Kolejna nowość od Waneko to dla
odmiany nie nowa seria, a jednotomówka. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tu
do czynienia z naprawdę udaną opowieścią, którą warto poznać. W skrócie rzecz
ujmując to kawał bardzo dobrej lektury obyczajowej z nutą fantastyki, którą
czyta się naprawdę z dużą przyjemnością.
Głównym bohaterem opowieści jest
gimnazjalista z problemami, Toki, którego poznajemy gdy kradnie rower. Wszystko
po to, by dotrzeć na czas do potrzebującej go, cierpiącej na demencję babci. To
opieka nad nią stanowi największy problem w jego życiu, przez który chce nawet
zrezygnować z nauki w liceum a on sam miota się coraz bardziej w swoim życiu.
Ale nagle dzieje się coś dziwnego. Wszystko zaczyna się od pewnego gadającego
robaka, który upiera się, że jest pająkiem. Kiedy potem w szkole okazuje się,
że pani Itsuya, zastępcza nauczycielka plastyki, narysowała identycznego
„pająka”, Toki nie ma jeszcze pojęcia, co to wszystko będzie dla niego
oznaczało…
Z dobrymi jednotomówkami jest jak z
dobrymi filmami anime – nie trzeba od razu całej, długiej serii, żeby urzec
odbiorcę. Wystarczy jedna, dobrze skrojona opowieść, nawet nieszczególnie
imponujących rozmiarów. Oczywiście tak się złożyło, że więcej w swoim życiu
czytałem udanych serii, niż pojedynczych mang (chociaż akurat jeśli chodzi o
filmy to nawet jeśli tych udanych nie było więcej od seriali, to jednak takie
dzieła, jak „Millenium Actress” poruszyły mnie bardziej, niż chyba jakikolwiek cykliczny
twór), niemniej czasem trafiam na jakieś krótkie komiksy z Kraju Kwitnącej
Wiśni, które zaskakują mnie bardzo pozytywnie.
Oczywiście wspominam o tym
wszystkim, bo właśnie dobry film anime przypomina mi „Pani Itsuya”. A może
lepiej byłoby powiedzieć dobrą mangową adaptacje takiego dzieła, bo tego typu
dzieła przypomina ten komiks. Oszczędna, ale jakże udana szata graficzna,
niewiele tekstu, ograniczonego zresztą do dymków wypełnionych całkiem sporymi
literami (zauważyliście, że takiej wielkości czcionka zdarza się głównie albo w
adaptacjach anime, albo remake’ach innych mang?), spora ilość rastrów i ten
design postaci, kojarzący się nieco z pracami Yoshiykiego Sadamoto (swoją drogą
sam owad z opowieści przypomina mi te, pojawiające się w komiksach Michała
Śledzińskiego – spójrzcie choćby na jego biedronkę z kolorowego „Osiedla
Swobody”). Ale wszystko to jest udane i naprawdę na poziomie.
Jeśli lubicie mieszankę opowieści
obyczajowych i łagodnej fantastyki (lecz czy to na pewno jest fantastyka?),
„Pani Itsuya” to rzecz dla Was. Udana, wciągająca… Może to tylko jednorazowa
przygoda, ale warta przeżycia.
Komentarze
Prześlij komentarz