Wojownik Altaii - Robert Jordan

POMOC CZY ZAGŁADA


Robert Jordan dał się poznać głównie jako autor cyklu „Koło czasu”. Cyklu świetnego, ale jednocześnie którego sława sprawiła, że pozostałe dzieła artysty znalazły się w jego cieniu. Z drugiej jednak strony, jego nazwisko stało się tak rozpoznawalne, że wstyd byłoby go nie wykorzystywać. Dlatego też na rynku pojawiły się nie tylko kolejne tomy „Oka”, pisane już przez innego autora po śmierci Jordana, jak i dzieła nigdy dotąd nie wydane. I takim dziełem jest właśnie „Wojownik Altaii”, literacki debiut pisarza, który na publikację czekał ponad czterdzieści lat.


Poznajcie Wulfgara, wojownika i przywódca barbarzyńskiego plemienia Altaii. Jak na władcę przystało, musi zmagać się z najróżniejszymi problemami, od przedstawicieli dziwacznych religii, z którymi lepiej nie mieć do czynienia, przez zmagania z królowymi i ich okrutnymi zapędami, po wszelkie magiczne tarapaty. Czy poradzi sobie sam? Być może, jednak żadna pomoc nie zaszkodzi, ale czy pochodzący z innego świata Elspeth, który umie służyć radą, ale najpierw trzeba wiedzieć czego się chce,  może pomóc Wulfgarowi czy wręcz przeciwnie?


Tak, jak pierwszy tom „Koło Czasu” był niemal kopią „Władcy Pierścieni”, tak i „Wojownik Altaii” jest inspirowany inną klasyką fantastyki – „Conanem”. Zresztą należy pamiętać, że Jordan jest obeznany z uniwersum Barbarzyńcy, bo w latach 1982 – 1984 napisał łącznie siedem tomów kontynuacji tej serii. I właśnie te klimaty najintensywniej widać w niniejszej powieści. Powieści, która w odróżnieniu od „Koło Czasu” nie imponuje epickim rozmachem, jednak znakomicie sprawdza się jako dobre rozrywkowe fantasy.


„Wojownik Altaii” powstał ponad cztery dekady temu, jako debiut, który Jordan napisał w zaledwie trzynaście dni. Liczba ta okazała się dla autora dość pechowa, bo choć wydawnictwo DAW Books złożyło pisarzowi ofertę, obie strony nie potrafiły się ostatecznie dogadać. I tak powieść przeleżała lata, by w końcu pojawić się na rynku w 2019 roku, a teraz mogą się nią cieszyć także czytelnicy znad Wisły. A jeśli lubicie fantasy i prozę Jordana, cieszyć jest się ewidentnie czym.


Bo może i rzecz nie ma takiego rozmachu, jak opus magnum autora, jednak na tych 360 stronach znalazło się dość rzeczy, by fani byli usatysfakcjonowani. Całość w brzmieniu i wykonaniu jest na wskroś klasyczna. Heroic fantasy pełną gębą, że posłużę się kolokwializmem, z twardymi bohaterami, konkretną akcją i questami do wykonania. Czyta się to szybko, lekko i przyjemnie. Głębi i ambicji próżno tutaj szukać, ale to dobra książka, dobrze poprowadzona i napisana w sposób, który zadowoli zarówno miłośników gatunku. Literacko nie jest to dzieło wybitne, treści, jak już pisałem, także brak większej odkrywczości, ale i tak ten „debiut” Jordana wart jest polecenia. Także na początek czytelniczej przygody z jego prozą.

Komentarze