FILMY I
SERIALE NA WAKACJE
Wakacje coraz bliżej, ale jak to z wakacjami bywa,
nie zawsze pogoda sprzyja wypoczynkowi poza domem. Z okolicznościami też bywa
różnie. Co wtedy? Ja najbardziej polecam jakąś książkę, ale że nie samą książką
człowiek żyje, warto czasem także obejrzeć coś w telewizji. Wyborów oczywistych
jest cała masa, pozwólcie więc, że skupię się na rzeczach mniej typowych, ale
wartych poznania. Rodzimych, familijnych dziełach, które łatwo jest zignorować,
znając poziom polskiej kinematografii, ale lepiej tego nie robić, bo mogą okazać
się pozytywnym zaskoczeniem.
A zatem od czego warto zacząć? Na pewno od
klasycznego, świętującego w tym roku sześćdziesięciolecie powstania filmu „Szatan
z siódmej klasy” opartego na kultowej powieści Kornela Makuszyńskiego. Potem w
roku 2006 powstała nowa wersja, w tym serialowa, ale ją lepiej niestety przemilczeć.
Jednakże produkcja z roku 1960 wciąż robi wielkie wrażenie. Czarnobiały film o
skromnym budżecie jest bowiem wzorcowym przykładem rodzimych obrazów
przygodowych z sensacyjną nutą. Klimatyczny i ciekawie poprowadzony, może
staromodny, ale nadal sympatyczny, pokazuje nam losy niejakiego Adasia
Cisowskiego, ucznia z detektywistycznymi zapędami, który wpada na trop
tajemnicy z czasów wojen napoleońskich. Sekrety, przygody, zagrożenia, młodzieńcze
uniesienia… Czy trzeba czegoś więcej od kina wakacyjnego?
W podobnych klimatach utrzymane są dwa seriale z 1971
roku, a dokładniej „Pan Samochodzik i templariusze” oraz „Wakacje z duchami”. W
pierwszym z nich dostajemy opowieść o historyku sztuki i zarazem detektywie
amatorze, posiadaczu niezwykłego auta, który wpada na trop tytułowego skarbu. W
drugim trójka chłopców spędza wakacje u cioci niedaleko zamku, w którym rzekomo
starszy. Gdy pojawiają się duchy, a wokół budowli przybywa tajemniczych
jegomości, dzieci decydują się odkryć, co tak naprawdę dzieje się w okolicy.
Dobre aktorstwo, niezły klimat, sporo humoru…
Obecne seriale i filmy oparte na tych samych schematach są porażkami, jednak
dzieła sprzed pół wieku są zupełnie inne. Wciągają, nie są naiwne, a nawet gdy
pojawiają się infantylne elementy, mają one swój urok.
Zostawiając na chwilę seriale z elementem
quasifantastyki i sensacyjnych tajemnic, warto przyjrzeć się kilku innym
produkcjom z lat 1967-1977, które znakomicie nadają się na wakacyjny seans. Pierwszy
z nich, „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” to seria komicznych przypadków,
jakie spotykają pewnego pechowego chłopca. Kolejny, „Podróż za jeden uśmiech”,
zabiera nas w wyprawę z Krakowa nad morze, którą dziecięcy bohaterowie muszą
odbyć nie mając grosza przy duszy i starając się znaleźć kolejne środki
transportu. Nieco odejściem w inne rejony wydaje się serial „Stawiam na Tolka
Banana”, o bandzie dzieci, które za wzór obrały sobie tytułowego Tolka,
uciekiniera z poprawczaka, ale w rzeczywistości doskonale pasuje on do
powyższych tytułów. Powrotem do wakacji staje się natomiast sympatyczna
produkcja (równie udana w wersji filmowej, co serialowej) oparta na książce Hanny
Ożogowskiej, „Dziewczyna i chłopak”, traktująca o bliźniakach, które na czas
wakacji zamieniają się miejscami i trafiają w miejsca pierwotnie dla nich
nieprzeznaczone.
Po wszystkich tych klasycznych już dziełach, na
których wychowało się pokolenie naszych rodziców i dziadków, przeskoczmy nieco
w czasie, tym razem do seriali, na których wychowałem się ja. Do dziś pamiętam,
z jakim zapałem śledziłem kolejne ich odcinki i jak czekałem na ciąg dalszy. A że
wciąż są one łatwo dostępne, warto się za nimi rozejrzeć.
Pierwszą z tego typu produkcji jest udany polsko-australijski
twór „Dwa światy”, traktujący o grupie młodzieży, która na obozie odkrywa
przejście do niezwykłego świata, gdzie magia i dziwna technika koegzystują ze
sobą w realiach rodem z naszego średniowiecza. Drugi to polsko-niemiecka „Tajemnica
Sagali” ukazująca przygody dwóch chłopców, których fragment kosmicznego
kamienia rzucił w podróż w czasie. Słabszy od nich, głównie ze względu na przeciętne
aktorstwo i słabe efekty specjalne, ale nadal wartym obejrzenia pozostaje „Gwiezdny
pirat”, w pełni polska produkcja traktująca o grupie dzieci, fanów książki „Tajemnica
Żywodębu”, którzy trafiają do domu autorki, by odkryć, że to co opisała na
stronach powieści może być prawdą, która wciągnie ich w pełną niebezpieczeństw
i tajemnic przygodę.
Kolejna warta nadmienienia pozycja to polsko-niemiecki
serial z 1999 roku, „Słoneczna włócznia”, o tytułowym przedmiocie odkrytym w
Andach i pewnym kosmicie, który zaprzyjaźnia się z dwunastoletnim chłopcem. A jeśli
macie już dość fantastyki, warto przejrzeć się serii „Sto minut wakacji”, która
ukazuje nam dziennikarza i jego syna, próbujących nakręcić materiał o wakacjach
znanej gwiazdy kina i jej córki. Pozostając w tym klimacie, warto też obejrzeć „Sposób
na Alcybiadesa”, serial z roku 2005, który nakręcony został jednak siedem lat wcześniej,
równocześnie z filmem, którego był wydłużoną wersją. O ile jednak film ze
względu na hiphopowe wstawki (ktoś chciał uczynić go atrakcyjnym dla współczesnego
widza, ale zamiast przenieść akcję z lat 60. do naszych czasów, porwał się na
zabieg, który zamordował produkcję), serial jest naprawdę znakomity. To bowiem
sentymentalna opowieść o uczniach, którzy chcieli kupić od starszych kolegów
sposób na nauczycieli, by zdać nie musząc się przy tym uczyć, nieświadomi jak
odmieni to ich życie.
Po roku 2000 niestety polskie kino i polska
telewizja przestały prezentować dobre seriale dla dzieci i młodzieży. Próbowano
zaserwować nam chociażby „Klub włóczykijów”, ale okazał się on porażką, a na nowe
wersje takich dzieł, jak „Szatan z siódmej klasy” lepiej spuścić zasłonę
milczenia. Wciąż jednak pozostają klasyki, odświeżane coraz przez telewizję i
dostępne za grosze na wyprzedażach z DVD, które autentycznie warto poznać. Mam
nadzieję, że Was do tego zachęciłem tym krótkim przewodnikiem. A jeśli będzie
Wam mało, istnieją inne seriale, które nie do końca pasowały do tego
zestawienia, ale które warto jest poznać. „Siedem życzeń”, „Wow”, „Maszyna
zmian” czy jedyny dobry wyprodukowany w XXI wieku – „Magiczne drzewo” (łącznie
z uzupełniającym go filmem) to tylko niektóre z nich. Pamiętajcie o nich, bo polska
kinematografia to nie tylko porażki pokroju telenowel czy filmów takich, jak „Zenek”.
Komentarze
Prześlij komentarz