MROCZNY
RYCERZ ROZCZAROWUJE
Po rozczarowującej pierwszej części, po kontynuacji
tej opowieści nie spodziewałem się już wiele. Nadal jednak miałem nadzieję, że
Miller odbije się od dna i pokaże choćby ułamek dawnej wielkości. Niestety,
chociaż okładka jest lepsza, a i fabuła zaczęła zmierzać w nieco ciekawszym
kierunku, jeszcze gorsza szata graficzna stanowi prawdziwy gwóźdź do trumny
tego komiksu, który miał zadatki na bycie wielkim, a skończył jako przeciętna
opowieść, w której tylko nieliczne momenty naprawdę można docenić.
Rewolucja trwa, a świat przeżywa napływ nowych
bohaterów. Przebrani ludzie pojawiają się na ulicach pomimo faktu zakazania
przez władze podobnych działań. Batman natomiast po raz pierwszy od powrotu
wkracza do akcji, atakując siedzibę Lexa Luthora, który rządzi USA za pomocą
hologramu prezydenta. Nikt nie ma jeszcze pojęcia, jakie będą konsekwencje tych
wszystkich działań…
Jeśli w przypadku pierwszego tomu miałem drobne
opory przed narzekaniem na ów komiks, bo w końcu to Miller, mój ukochany komiksiarz
z młodości, bo to Mroczny Rycerz, bo…, bo…, to tym razem wyzbyłem się ich
zupełnie. Druga część „Kontrataku..." jest bowiem dziełem nie tylko równie
miernym, co jej poprzednik, ile jeszcze gorszym rysunkowo i kolorystycznie,
choć nie wydawało się to możliwe. Grafiki wyglądają, jakby ktoś, kto nie ma
talentu, kto dopiero zaczął uczyć się rysować, próbował kopiować prace Millera.
Są tu momenty przypominające o dawnej świetności tego artysty, ale pojawiają
się one zdecydowanie za rzadko.
Co jednak najbardziej boli, to postać Batmana,
która straciła spójność charakteru względem pierwowzoru – tak tego klasycznego,
jak i z „Powrotu Mrocznego Rycerza”. W „Kontrataku” Mroczny Rycerza jest niepotrzebnie
brutalny i przerysowany, jeśli chodzi o jego twardość. Siłą tej postaci z „PMR”
był jej realizm. Tam Bruce by twardym gościem, ale przede wszystkim
człowiekiem. Miał swoje słabości i lęki, miał swoje zasady, teraz niewiele z
tego pozostało. Reszta bohaterów natomiast to tylko tło. Kiedyś byli krwistymi
postaciami, teraz są jedynie rysunkami na papierze i czytelnik za nic nie może
przejąć się ich losem. Całość ratuje co prawda akcja – chaotyczna, ale nie najgorsza – i kilka trafnych komentarzy satyrycznych, ale i tego jest
zdecydowanie zbyt mało.
Tak więc powiedzieć mogę tylko jedno: autor
zmarnował potencjał dzieła. Oczywiście i tak można po ten komiks sięgnąć, a
potem przeczytać i zapomnieć, ale lepiej po prostu raz jeszcze wrócić do „Powrotu
Mrocznego Rycerza”. Tamten komiks nigdy się nie znudzi.
Komentarze
Prześlij komentarz