MROCZNY
RYCERZ SIĘ SKOŃCZYŁ
Trzeci i ostatni tom cyklu „Batman: Mroczny Rycerz
Kontratakuje” to rzecz nieco lepsza od dwóch poprzednich odsłon. Akcja jest szybsza,
rysunki się poprawiły… Nadal przemiana Batmana w psychopatę jest trudna do
przetrawienia, jednak przynajmniej całość czyta się szybko. I to tyle, bo po
wszystkim pozostaje pytanie: po co właściwie to było?
Metropolis w guzach. Kapitan Marvel umiera. A w
całych USA trwa wielka rewolta zapoczątkowana przez Bruce'a. Kolejni ludzie
wkładają kostiumy i stają do walki. Powraca również coraz więcej dawnych
herosów, ale i wrogów. Gdy Batman zaczyna realizować ostatni etap swojej wojny,
tajemnicza postać wyglądająca identycznie jak Joker przypuszcza atak na Carrie…
Jedno trzeba Millerowi oddać jeśli omawia się
trzeci tom „DK2": zawarł w nim wszytko co przewijało się przez lata w
serii Batman jak i większości komiksów DC. Mamy więc i kosmitów, i Brainiaca, i
Green Lanterna, i dinozaury, i marsjańskiego łowcę głów, i Arkham i… i… Wymieniać
można by właściwie godzinami ale co z tego? Komiks utrzymuje poziom
poprzedników, a na dodatek Miller jakby sam nie ogarniał już tego chaosu.
Błędy, pomyłki i infantylizmy coraz bardziej pogrążają opowieść jako całość. I
nawet zgony kolejnych starych bohaterów nie niosą ze sobą żadnych emocji. Właściwie
cała zagłada, wszystkie te tragiczne wydarzenia, czytelnik przyjmuje ze
wzruszeniem ramion. Bo nie było tu postaci, z którymi byśmy się zżyli,
identyfikowali czy nawet które uważalibyśmy po prostu za ludzkie, prawdziwe. To
były tylko papierowe kreacje, a my już jesteśmy za starzy żeby płakać po
zepsutych zabawkach. Szczególnie, że nie były nawet nasze.
Jakieś plusy? Wszystko wreszcie dobiega końca, a im
bliżej tego finału, tym lepsza i bardziej dynamiczna jest akcja i przy okazji
tym lepsze Miller serwuje nam rysunki. Niestety kolor utrzymuje żenujący poziom,
a o jakości polskiego wydania lepiej nawet nie wspominać. Chociaż nie,
powiedzieć to trzeba – druk jest kiepski, klejenie ledwie się trzyma – nie mówię
już co z tym dzieje się po latach – a tłumaczenie to kpina. Zatrudniać człowieka,
który chyba nie zna angielskiego? Jeśli czytaliście pierwsze wydania „Powrotu
Mrocznego Rycerza” czy „Sin City” wiecie o czym mówię.
Całość można podsumować zdaniem padającym z ust
Bruce'a: „Sentymentalny byłem w dawnych czasach”. Frank Miller też i wtedy
tworzył świetne komiksy. Komiksy rodzące się z pasji i miłości do różnych dzieł.
Teraz właśnie tego sentymentu zbrakło. Pozostał odtwórstwo i pseudo
postmodernistyczna zabawa schematami, która sama stała się schematem. Chyba nie
tak miało być. Na szczęście później, w „DK III: Rasa panów” autor zdołał co
nieco z siebie wykrzesać i uratować choć trochę swoje uniwersum Mrocznego Rycerza,
ale to nastąpiło dopiero lata potem.
Komentarze
Prześlij komentarz