MORDERCZE
EGZAMINY
Rick Remender to kolejny autor, który nie do końca
sprawdził się jako twórca superhero, ale już tworząc rzeczy autorskie, pokazał
że nie należy go skreślać. A „Deadly Class” to chyba najlepsza z tych
autorskich rzeczy. Seria brudna, brutalna, oparta na pomyśle, który mógł nie
wypalić, a jednak wypalił. Seria, którą czyta się z dużą przyjemnością i po
każdym kolejnym tomie ma się tylko ochotę na więcej i więcej.
Witajcie w szkole dla bandytów, morderców i
wszelkiej maści przestępców. Bo przecież bossowie półświatka też gdzieś muszą
uczyć swoje dzieci i przygotowywać do przejęcia rodzinnego interesu czy
znalezienia własnej, zbrodniczej drogi. To właśnie tu przypadkiem trafił młody
Marcus, który zdołał znaleźć w murach placówki swoje miejsce, ale teraz czekają
na niego zupełnie nowe wyzwania.
Oto powoli pierwszy rok nauki dobiega końca. A co
ma wtedy miejsce w każdej normalnej szkole? Oczywiście że egzaminy i z tym
właśnie zmagają się teraz także uczniowie Kings Dominion. Jak będą wyglądały owe
egzaminy? To tylko jeden z problemów, bo każdy, kto nie splami sobie rąk krwią
do końca semestru, będzie musiał pożegnać się z tym światem…
Gdyby profesor Xavier nazywał się Leon zawodowiec,
prowadziłby szkołę taką, jak Kings Dominion. To pierwsze, co ciśnie się na usta
w trakcie lektury „Deadly Class” i nie da się tego wrażenia pozbyć do samego
końca przygody z serią. Minus? Wtórność? W przypadku innego cyklu na pewno by
tak było, ale na szczęście Remender pokazał na co go stać i stworzył rzecz znakomitą. A przecież wcale
się na to nie zanosiło.
Mordercza szkoła to żaden odkrywczy temat, a i sam
Remender nie należy przecież do wybitnych scenarzystów. Jeśli czytaliście jego
„X-Men” czy „Uncanny Avengers” wydawane po polsku, doskonale zdajecie sobie z tego
sprawę. Starał się, ale nie jest to twórca, który lubi superhero i dobrze się w
nim czuje. Jest za to autorem depresyjnym, lubiącym brud i przemoc i doskonale
uchwycił to wszystko w przygnębiającej, ale nie wolnej przecież od czarnego
humoru „Deadly Class”.
Jest tu akcja, jest szybkie tempo, dobre zaplecze
obyczajowe, ponury, dołujący nastrój, sporo mocnych, drastycznych scen, jest
wreszcie satyra na młodość i czasy szkolne. Ale dla mnie równie istotne, jak te
elementy jest to, jak zarówno scenarzyście, jak i znakomitemu rysownikowi,
jakim jest Wes Craig, udało się uchwycić klimat lat 80. XX wieku. Ten mrok, te
kolory, te połączenie głupiego zdawałoby się pomysłu (szkoła, w której uczy się
młodzież na morderców), z nonszalancją i lekkością, jakie miały tylko filmy z
tamtego okresu. Okresu, gdzie dzięki swobodzie twórczej udawały się nawet
najbardziej szalone i absurdalne pomysły. I wszystko to jest tutaj, zachowane
na naprawdę świetnym poziomie.
Kto więc kocha dobre komiksowe thrillery albo po
prostu lata 80., koniecznie powinien „Deadly Class” poznać. To świetna seria,
ale uwaga, nie dla młodego czytelnika. A jakby było Wam mało, na jej podstawie
powstał serial – ja jednak nie zamierzam go prędko oglądać, nie chcę psuć sobie
wrażenia, jakie zostawiła we mnie ta opowieść, a patrząc na ostatnie podobne
produkcje (chociażby tylko niezły „Preacher”), pewnie mam rację i produkcja by
mnie zawiodła.
Komentarze
Prześlij komentarz