TUŁACZKA
HAKIMA
„Odyseja Hakima” to komiks, który wśród polskich
czytelników wywołał sporo zamieszania. Jak inne podobne dzieła, przez część
został odebrany bardzo pozytywnie, podczas gdy inni odżegnywali go od czci i
wiary, jako kolejne dzieło niemalże propagandowe na tle kryzysu uchodźczego, z
jakim zmaga się Europa. Dla mnie jednak to po prostu kawał dobrego komiksu,
pokazującego tułaczkę człowieka, dla którego dom stał się piekłem. Świetną
biografię uchodźcy, szukającego swojego miejsca w świecie, który nie do końca
rozumie, potrafiącą wywołać całkiem sporo emocji.
Życie Hakima nagle się zmieniło. Młody Syryjczyk,
który nigdy nie spodziewałby się, że może zostać uchodźcą, nagle znalazł się w
piekle. Wybuch wojny, tortury i szaleństwo, jakie ogarnęły jego kraj zmusiły go
do ucieczki. Do zostawienia domu, bliskich, pracy i wszystkiego, co składało
się na jego dotychczasową egzystencję i zaczęcia tułaczego losu. Szczęścia
szukał w Turcji, ale nie jest to ziemia obiecana. Kiedy sytuacja polityczna
staje się trudna, a Hakimowi rodzi się syn, mężczyzna decyduje się na
niebezpieczny krok: wyruszyć na tratwie do Europy w nadziei, że czeka go tam szczęście
i spokój. Ale co rzeczywiście go tam spotka?
Po „Odyseję Hakima” sięgnąłem, bo uwielbiam
komiksy, z którymi od razu mi się skojarzyła. Pierwszym z nich jest znakomita
seria „Arab przyszłości”, ukazująca nam prawdę o życiu na Bliskim Wschodzie bez
ubarwień i łagodności – bodajże moje ulubione dzieło w tym temacie. Drugim są
powieści graficzne Guya Delisle’a, będące jego wspomnieniami z podróży. A
raczej należałoby rzec, dziennikami, pisanymi na gorąco, pod wpływem
codziennych wydarzeń w niegościnnych miejscach i pod wpływem emocji.
„Odyseja Hakima” jest inna, ale jednocześnie im
bliska. Wraz z bohaterem wygnanym ze swego kraju podróżujemy przez kolejne
miejsca, spoglądając na nie jego oczami. Dzięki temu przekonujemy się, jak
wyglądają z perspektywy obcego, ale przede wszystkim, jak obcego traktują i
jest to chyba najciekawszy aspekt całej opowieści. Nie ma tu obiektywnego
przyglądania się światu – czy może mikroświatu danego kraju – a jedynie
subiektywna analiza człowieka wtłoczonego przez los do nowej rzeczywistości.
Człowieka bez domu, ale nie pozbawionego nadziei. I takie podejście przemawia
do mnie, dając szansę na nieco inną perspektywę, niż w typowym przewodniku,
nawet dzienniku pisanym przez turystę czy tymczasowego mieszkańca.
Do tego dochodzi uproszczona, ale udana szata
graficzna, uzupełniona o oszczędny, dobrze psujący kolor i naprawdę dobrze
wydana – w grubym tomie zamkniętym w twardej oprawie. Jeśli podobały się Wam
liczne komiksy tego typu, nie tylko wspomniane przeze mnie powyżej, ale też i
m.in. „Persepolis”, powinniście „Hakima” poznać. To bardzo dobry komiks,
niełatwy, ale wart przeczytania.
Komentarze
Prześlij komentarz