SPOTKANIE
I ZNIKNIĘCIE
„Karneval” powraca i jak zawsze oferuje nam
mieszankę specyficznych klimatów i estetyk. Bo chociaż fabuła na pierwszy rzut
oka może się tu wydawać dość klasyczna, całość jest opowieścią, którą bardziej
się czuje, niż odbiera na typowo fabularnym poziomie. I jednocześnie balansuje
na styku różnych estetyk, dzięki czemu ma szansę spodobać się odbiorcom, którzy
zazwyczaj takich – kobiecych należałoby rzec – mang nie czytają.
W końcu dochodzi do spotkania Naia i Garekiego, ale
nim padną jakieś odpowiedzi na liczne pytania, ten pierwszy znika razem z
Karoku. Gareki nie zamierza jednak siedzieć spokojnie i wraz z Tsukusą wchodzi
do tunelu, jaki stworzył Karoku, ale pozostaje pytanie, co tam na nich czeka.
Oczywiście na tym nie koniec. Hirato prowadzi śledztwo
w sprawie Kafuki. Ci bowiem pojawili się we wsi Aronga. Ale co tak naprawdę się
tam wydarzyło?
Jednym z najważniejszych plusów, jakimi „Karneval” może
się popisać jest fakt, że mangę tą czyta się naprawdę szybko. Lekka i
dynamiczna fabuła, która ma do zaoferowania całkiem sporo intrygujących
elementów, zabiera nas do świata science fantasy, gdzie akcja niemal rodem z
shounenów łączy się z szatą graficzną, jakiej nie powstydziłyby się typowe szojki.
I właśnie na styku tych dwóch mangowych światów, o czym wspominałem już na
wstępie, znajduje się właśnie ten tytuł. Oficjalnie zalicza się go co prawda do
gatunku josei (komiksu kobiecego, dla czytelniczek w wieku 18-45 lat), ale
otwartość tej serii sprawia, że przełamuje ona tego typu granice. Bo niby jest
tu coś dojrzalszego, ale całość pozostaje zwiewna, delikatna i zaludniona
pięknymi chłopcami, jak klasyczne shoujo.
Oczywiście nie samą akcją „Karneval” żyje. Wręcz
przeciwnie, bo to manga mocno stonowana pod tym względem, nawet jeśli mamy tu
spektakularne starcia. Fabuła oferuje wiele rzeczy, od tajemnic i zbrodni,
przez horror i fantastykę, na klimatycznych, uroczych wręcz sekwencjach i
humorze skończywszy. Daje to ciekawy efekt, a i ciekawie skonstruowany jest też
świat, gdzie spotykają się postacie, których nieodzownym elementem jest bogato
rozrysowany, różnorodny ubiór. A wszystko to ukazane w sposób prosty, lekki,
odarty z nadmiaru czerni, ale pasujący do całej opowieści, która jest po
kobiecemu zwiewna i nieoczywista.
W skrócie: miłośnicy lekkich, ale jednocześnie nie
pozbawionych ciężaru mang będą zadowoleni. To co prawda dzieło bardziej
kobiece, o tym chyba nie muszę Was przekonywać, ale nie tylko płeć piękna
znajdzie tu coś dla siebie. Ja ze swej strony polecam, bo chociaż na początku
mojej przygody z „Karnevalem” nie byłem do serii przekonany, w końcu jednak się
to zmieniło i z ochotą sięgam po kolejne tomiki.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz