Karneval #25 - Touya Mikanagi

SPOTKANIE I ZNIKNIĘCIE


„Karneval” powraca i jak zawsze oferuje nam mieszankę specyficznych klimatów i estetyk. Bo chociaż fabuła na pierwszy rzut oka może się tu wydawać dość klasyczna, całość jest opowieścią, którą bardziej się czuje, niż odbiera na typowo fabularnym poziomie. I jednocześnie balansuje na styku różnych estetyk, dzięki czemu ma szansę spodobać się odbiorcom, którzy zazwyczaj takich – kobiecych należałoby rzec – mang nie czytają.


W końcu dochodzi do spotkania Naia i Garekiego, ale nim padną jakieś odpowiedzi na liczne pytania, ten pierwszy znika razem z Karoku. Gareki nie zamierza jednak siedzieć spokojnie i wraz z Tsukusą wchodzi do tunelu, jaki stworzył Karoku, ale pozostaje pytanie, co tam na nich czeka.
Oczywiście na tym nie koniec. Hirato prowadzi śledztwo w sprawie Kafuki. Ci bowiem pojawili się we wsi Aronga. Ale co tak naprawdę się tam wydarzyło?


Jednym z najważniejszych plusów, jakimi „Karneval” może się popisać jest fakt, że mangę tą czyta się naprawdę szybko. Lekka i dynamiczna fabuła, która ma do zaoferowania całkiem sporo intrygujących elementów, zabiera nas do świata science fantasy, gdzie akcja niemal rodem z shounenów łączy się z szatą graficzną, jakiej nie powstydziłyby się typowe szojki. I właśnie na styku tych dwóch mangowych światów, o czym wspominałem już na wstępie, znajduje się właśnie ten tytuł. Oficjalnie zalicza się go co prawda do gatunku josei (komiksu kobiecego, dla czytelniczek w wieku 18-45 lat), ale otwartość tej serii sprawia, że przełamuje ona tego typu granice. Bo niby jest tu coś dojrzalszego, ale całość pozostaje zwiewna, delikatna i zaludniona pięknymi chłopcami, jak klasyczne shoujo.


Oczywiście nie samą akcją „Karneval” żyje. Wręcz przeciwnie, bo to manga mocno stonowana pod tym względem, nawet jeśli mamy tu spektakularne starcia. Fabuła oferuje wiele rzeczy, od tajemnic i zbrodni, przez horror i fantastykę, na klimatycznych, uroczych wręcz sekwencjach i humorze skończywszy. Daje to ciekawy efekt, a i ciekawie skonstruowany jest też świat, gdzie spotykają się postacie, których nieodzownym elementem jest bogato rozrysowany, różnorodny ubiór. A wszystko to ukazane w sposób prosty, lekki, odarty z nadmiaru czerni, ale pasujący do całej opowieści, która jest po kobiecemu zwiewna i nieoczywista.


W skrócie: miłośnicy lekkich, ale jednocześnie nie pozbawionych ciężaru mang będą zadowoleni. To co prawda dzieło bardziej kobiece, o tym chyba nie muszę Was przekonywać, ale nie tylko płeć piękna znajdzie tu coś dla siebie. Ja ze swej strony polecam, bo chociaż na początku mojej przygody z „Karnevalem” nie byłem do serii przekonany, w końcu jednak się to zmieniło i z ochotą sięgam po kolejne tomiki.


A wydawnictwu Waneko dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.








Komentarze