SPY X
HARD
Trzeci tom „Spy x Family” pojawił się wreszcie na
rynku. Wreszcie, bo seria ta, do której podchodziłem zresztą ze sporym
sceptycyzmem, kupiła mnie do tego stopnia, że z tomiku na tomik coraz bardziej
nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Nic w tym jednak dziwnego, bo rzecz jest
tak pełna uroku i łagodnego humoru, że wprost nie mogę się od niej oderwać i
potrafi rozbroić mnie tak bardzo, że po skończeniu kolejne części aż czuję żal,
że to już koniec i teraz znów trzeba będzie czekać na kolejne rozdziały.
To się porobiło! Yor wzięła ślub, żeby móc ukryć
przed innymi, że jest płatną zabójczynią. Wszystko szło dobrze, dopóki jej
brat, Yuri, nie postanowił jej odwiedzić. Teraz zjawia się w domu jej i męża
(agenta, który musiał znaleźć sobie „rodzinę” by wykonać misję), by zobaczyć co
tam dzieje się u ukochanej siostry. Rzecz w tym, że nie dość, iż on sam ma
sporo do ukrycia (jest w końcu członkiem tajnej policji, o czym nikt nie ma
pojęcia!), to jeszcze kocha swoją siostrę aż za bardzo i zaczyna podejrzewać,
że z jej związkiem jest coś nie tak. Nie podoba mu się szwagier, nie podoba co
się dzieje, Yur i jej „rodzinka” będą musieli udowodnić, że rzeczywiście są
tym, kim twierdzą. Jak wyjdą z tego nieoczekiwanego wyzwania, które może tak
wiele skomplikować w ich i tak szalenie pokręconej sytuacji? A to przecież nie
koniec, bo na córkę obojga czekają szkolne wyzwania…
Kiedy zaczynałem czytać „Spy x Family”, seria nie
do końca mnie kupiła. Liczyłem na szaloną komedię, która z każdej strony będzie
atakowała mnie najróżniejszymi gagami i parodiowała najważniejsze schematy
opowieści sensacyjnych. Tymczasem okazało się, że rzecz jest bardzo łagodna pod
tym względem, humor wręcz stonowany, podany niemalże z angielską flegmą… Co
okazało się strzałem w dziesiątkę. Rzecz w końcu jest mocno osadzona w
angielskich klimatach. Ubrany w garnitur, dystyngowany szpieg-dżentelmen niczym
James Bond, świat rodem z jakiegoś europejskiego kraju… Jak na mangę jest to
dość nietypowe podejście, na pewno inne niż oczekiwałem, ale jak się okazało
lepsze niż mogłem sądzić.
Największą gwiazdą całości pozostaje jednak i tak
„córka” pary głównych bohaterów. To adaptowane, trochę sepleniące dziecko potrafiące
czytać w myślach autentycznie urzeka i rozbraja. Szczególnie, gdy wpada w swoje
humorzaste zachowanie (foch za 3… 2… ;) ) albo na swój nieco nieogarnięty
sposób odbiera świat. Oczywiście nie zawodzi też akcja, jej niespieszne tempo,
spokojne podejście i… szaleństwo, które potrafi zaatakować znikąd.
Dodajcie do tego świetną szatę graficzną i
znakomite wydanie i dostaniecie kolejną mangę komediową absolutnie wartą
poznania. Poprawia humor, wciąga, rozbraja. Czego chcieć więcej? Chyba tylko
jak najszybszego wydania kolejnego tomiku.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz