Każdy, kto czytał kilka książek Harlana Cobena wie,
że przeczytać jedną, to jak przeczytać wszystkie. Ten sam styl te same motywy,
podobne zagrania, zawsze podobni bohaterowie. Co nie zmienia faktu, że jego
prozę czyta się naprawdę dobrze, a wśród pisarzy stricte rozrywkowych
thrillerów pisarz ten nie ma sobie równych.
Rok 1986. W Stanowym Parku Krajobrazowym w New
Jersey znalezione zostaje brudne dziecko w zniszczonych łachmanach. Chłopiec wydaje
się być kompletnie dziki i nie mówi, chociaż rozumie język. Co dziwniejsze
jednak, nikt nie ma pojęcia kim może być, bo żadne zaginięcie nie zostało
zgłoszone, ani jak mógł przeżyć w tych warunkach…
Jest rok 2020. Chłopiec dorósł i jako Wilde stara
się żyć normlanie, chociaż nadal jego przeszłość pozostaje tajemnicą. Wszystko zmienia
się w dniu, kiedy znika pewna nastolatka. Jej zaginięcie nikogo nie obchodzi, a
przynajmniej prawie nikogo. Wilde angażuje się w sprawę, ale żeby rozgryźć to,
co się dzieje, zmuszony będzie wrócić do miejsc i wydarzeń ze swojej przeszłości.
Problem w tym, że może się to okazać o wiele bardziej niebezpieczne, niż
ktokolwiek by sądził…
Tajemnice przeszłości, które nękają bohaterów i wracają
po latach, by wyjść na światło dzienne, a zarazem sprowadzić zagrożenie i
wymusić konfrontację to thrillerowy motyw stary, jak świat. Ale Harlan Coben
chyba szczególnie go ukochał, bo powtarza
go z upartością maniaka. Tak samo, jak wciąż serwuje nam powieści o
zaginięciach kolejnych osób, co najczęściej wiąże się z tym, że na jaw wychodzą
od lat skrywane tajemnice. Co więc sprawia, że po kolejne książki pisarza
sięgają miliony czytelników na całym świecie?
Przede wszystkim ich dynamika. Kiedy sięga się po
powieści Cobena, można mieć pewność, że czeka nas dobra, szybko poprowadzona,
lekka rozrywka. Autor operuje prostym stylem, nie rozpisuje się, nie serwuje
nam rozległych opisów i porównań, nie smakuje słów. Wszystko to ogranicza do
niezbędnego minimum, za to nadaje swojej prozie iście filmowego charakteru,
oferując dużą ilość dialogów. To mógłby być minus, bo ascetyczne pisarstwo
wychodzi jedynie mistrzom pióra, którzy potrafią wyrzucać niepotrzebne słowa, a
w literaturze rozrywkowej nie sprawdza się niemal wcale, ale Coben ma tyle
wdzięki i swobody, że jego powieści czyta się bardzo przyjemnie, nawet jeśli
nie ma w nich wyższych wartości.
I „Chłopiec z lasu” to właśnie taka książka. Intrygująca zagadką, choć nie zaskakująca szczególnie, sprawnie poprowadzona i tak samo napisana. Ot lektura z dreszczykiem na dwa, trzy ponure jesienne popołudnia, która na pewno nie zawiedzie miłośników podobnych klimatów.
Komentarze
Prześlij komentarz