„Dziennik Cwaniaczka” to jedna z najlepszych
dziecięco-młodzieżowych serii na rynku. Będąca połączeniem lekkiej, prostej
powieści i komiksowych wstawek, stanowi kawał bardzo dobrej lektury nie tylko
dla młodych czytelników. Nic więc dziwnego, że z czasem doczekała się spin-offu
w postaci cyklu o przygodach jednej z najciekawszych postaci występujących w
serii, Rowleya. A na rynku właśnie pojawił się drugi jego tom, zatytułowany „Ahoj,
przygodo” i jeśli ktoś ma wątpliwości czy warto po niego sięgnąć, niech jak
najszybciej się ich pozbędzie, bo to rzecz równie dobra, co „Dziennik
Cwaniaczka”, choć mająca swój własny charakter i różniąca się od niego na wielu
polach.
Niedawno Rowley zajął się pisaniem własnego
dziennika, zainspirowany pracą swojego przyjaciela, Grega Heffleya. Teraz jedna
postanowił pójść o krok dalej i napisać (z drobną pomocą Grega oczywiście)
powieść! I to nie byle jaką, tylko fantastyczną!
I tak oto w nasze ręce trafia szalona książka o
przygodach chłopca imieniem Roland, który żyje za siedmioma górami i siedmioma
lasami, w czasach, kiedy dzieci jeszcze nie chodziły do szkoły, tylko pracowały
na polu. Roland nigdy nie wyszedł poza swoją wieś, zawsze jednak pragnął
wyruszyć w wielki świat i przeżywać przygody. Nikt nie ma jednak pojęcia, jak
szalone one będą, kiedy już się wydarzą. Zły czarownik, piękna elfka, wampir,
duch dziadka mag z jednym okiem, barbarzyńca, Mała Syrenka, pól człowiek, pół
krowa Stefan… E, co tu się dzieje? I czym się zakończy?
„Dziennik Cwaniaczka” był serią bardzo przyziemną. Nawet,
kiedy tematyką zahaczał o elementy horroru i miejskiej legendy, zawsze rozwiązanie
okazywało się mieć normalne, logiczne wytłumaczenie. „Teraz Rowley” idzie inną
drogą, bo serwuje nam dzieło stworzone przez głównego bohatera tego spin-offu,
a co za tym idzie nie ma tu żadnych ograniczeń. Jest za to czyste szaleństwo,
pomieszanie motywów z literatury przygodowej, fantasy, horroru, a nawet klasyki
książek detektywistycznych (tak, tak rowleyowska wersja Sherlocka Holmesa też
się pojawia!). A wszystko to jednocześnie mocno zakorzenione w realiach, które
choć dziwaczne i oderwane od ziemi, bliskie są współczesnemu czytelnikowi.
Rzecz przecież napisał chłopak, dziecko, które nie
dba o realia, tylko chce się dobrze bawić. I bawi. A my bawimy wraz z nim. Autor,
który za to wszystko odpowiada, odnalazł w sobie prawdziwe dziecko, dzięki czemu
rzecz kupi zarówno młodych czytelników, jak i dorosłych wciąż młodych sercem i
duchem. Tym bardziej, że to ci drudzy najbardziej będą cieszyli się z
odnajdywania popkulturowych odwołań. A wszystko to znakomicie w swej prostocie
zilustrowane i ładnie wydane. Nic, tylko czytać i czytać.
Nie pamiętam czy to od książki, czy od filmu zaczęła się moja przygoda z „Dziennikiem Cwaniaczka”. Wiem jednak, że przekonała mnie do siebie i od tamtej pory oglądam nie tylko kolejne kinowe odsłony, ale i sięgam po każdą nową część, która pojawia się na rynku. I nigdy się nie zawiodłem. Nie zawodzi także „Ahoj, przygodo”, dlatego polecam całość bardzo, bardzo gorąco i niecierpliwie czekam na kolejne opowieści z tego uniwersum.
Komentarze
Prześlij komentarz