Opowieści o człowieczeństwie, jego upadku i
ludzkich charakterach literatura zna nieskończenie wiele. Jednakże chyba
najsłynniejszym tego typu dziełem, powieścią z którą porównuje się wszystkie
inne tego typu twory, od lat – i już chyba na zawsze – pozostaje „Władca much”.
Pozornie prosta, jak wiele klasycznych utworów, książka która robi wielkie
wrażenie swoją siłą wyrazu i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Zaczyna się od katastrofy. Z wypadku samolotu,
który rozbija się na bezludnej, tropikalnej wyspie, z życiem uchodzi grupa
chłopców, w tym Ralph i Prosiaczek, którzy od teraz będą musieli jakoś odnaleźć
się w nowej rzeczywistości. Ponieważ nie przeżył nikt z dorosłych, muszą jakoś
sami urządzić sobie życie, w oczekiwaniu na ratunek. A skoro życie, to i
swoiste społeczeństwo. Ale nie wiedzą, jakie to wszystko może przynieść
zagrożenia i do jakich tragedii może dojść…
„Władca much” to jedna z tych książek, o których
słyszał każdy – i każdy słyszał właściwie same dobre rzeczy. Umieszczana na najróżniejszych
listach 100 najlepszych powieści, dwukrotnie zekranizowana, stała się najsłynniejszym
dziełem noblisty, Williama Goldinga. W czym tkwi siła pozornie prostej
opowieści, jakich wiele? Podobne dzieła pisali przecież R. M. Ballantyne czy sam
Juliusz Verne. Co zatem sprawia, że „Władca much” robi takie wrażenie?
Brak złudzeń. Brak złudzeń co do rzekomej niewinności
dzieci, brak złudzeń odnośnie ludzkiej natury i mechanizmów władzy i brak
złudzeń w kwestii ludzkiego instynktu stadnego. Dla wielu takie podejście
okazało się tak niewygodne, że czytelnicy w USA domagają się usunięcia „Władcy
much” z bibliotek. I to właśnie najlepszy dowód prawdziwości tej książki – bo najbardziej
boli, drażni i odrzuca nas prawda o nas samych, a prawda jest taka, że dzieci
są okrutne, a ludzie zarówno jako jednostki, jak i grupy, społeczeństwa i tym podobne
zbiorowiska to porażka. Jesteśmy jedynie zwierzętami, mieszanką pierwotnych
instynktów i kiedy tylko cywilizacja i normy społeczne przestają je tłumić, zmieniamy
się w potwory.
Jednocześnie „Władca much” pozostaje opowieścią przygodową
z fantastyczną nutą. Ale to też alegoryczna przypowieść, gdzie religijne motywy
splatają się z zimnowojennymi lękami. Długo można by się nad podobnymi
kwestiami rozwodzić, ale każdy powinien zanurzyć się w nie sam i odkryć je na
swój własny sposób. A, oczywiście, warto. Dzieło Goldinga to jedna z wielkich
powieści, które powinien znać każdy. Rewelacyjnie napisana, psychologicznie porywająca,
mroczna, mocna i poruszająca tak serce, jak i umysł, robi wielkie wrażenie. I nikogo
nie pozostawia obojętnym, nawet tych, którzy wolą się oszukiwać w kwestiach
dzieci i samej ludzkiej natury.
Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz